środa, 31 grudnia 2014

Szczęśliwego!

No i kończy się 2014 rok.
Czy był udany?? Mimo wzlotów, upadków, problemów zawodowych, zdrowotnych, potyczek w sądzie i prokuraturze, śmiało mogę napisać, że nasz rok był bardzo udany! Ten rok stał się wyjątkowy 19 lutego, kiedy to pojawił się na świecie Michał  :) a potem w dniu 1 września kiedy Mati stał się przedszkolakiem :) i tyle w temacie :)

Macie jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
Ja spędzam Sylwestra z moimi przyjaciółmi w postaci tabletek i syropów. Od wczoraj jestem na antybiotykach, bo mam zapalenie krtani i zatok. Łeb od tych zatok mi po prostu pęka. Nie słyszę własnych myśli - okropność.
Posiedzimy pewnie z dziećmi do 22 i położymy ich spać, aby nie obudzili się na fajerwerki. No nie mam siły siedzieć z Matim do północy, aby zobaczył świecidełka na niebie! Wczoraj zasnęłam o 20:20, choroba mnie wykańcza. Całe szczęście, że chłopcy już lepiej się czują.

Ciekawa jestem co przyniesie rok 2015.
Na pewno kolejne sprawy w sądzie, kolejne niezapomniane występy w przedszkolu, kolejne urodziny...mężowi stuknie 30stka, a Michał za półtora miesiąca skończy rok, także dużo przed nami :)
Już nie mogę się doczekać!

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU KOCHANI!!


poniedziałek, 29 grudnia 2014

Ludzie! RATUNKU!!!

Ludzie, ratujcie mnie!!! weźcie mnie stąd, weźcie mnie od lodówki!!!
W koło same poświąteczne "resztki". Pierniki, ciasta, bigosy, srosy i inne pierdosy.

NIE CHCE JUŻ! za każdym razem, gdy otwieram lodówkę, to płaczę, bo przecież ileż można jeść??? noo ile??? no, ale z drugiej strony szkoda, aby się zmarnowało. I człowiek boryka się z tymi myślami, waha się przy tej lodówce, a i tak ostatecznie zje, bo przecież nie wyrzuci!
Nie wiem, czy przytyłam i nie chce wiedzieć, ale fakt jest niezaprzeczalny, że czuję się ciężko!
Wyglądam jakbym zaszłam w ciążę.......... spożywczą :P
I co roku obiecuje sobie, że za rok będzie inaczej, że bez objadania, że bez łakomstwa....z resztą co ja Wam piszę, pewnie znacie to bardzo dobrze :)

Jak Święta? A no super!
Zacząć trzeba od tego, że były to pierwsze Święta odkąd jest na czworo <3<3<3 więc sam ten fakt czynił te Święta wyjątkowymi :)
Wigilia w tym roku spędzona u moich rodziców. Było bardzo sympatycznie. Przed rozpoczęciem kolacji Wigilijnej powiedzieliśmy Matiemu, że jak wszystko ładnie zje, to przyleci Mikołaj. Tym oto sposobem, nasze dziecko zjadło nieokreślone ilości jedzenia. Wyglądał jakby nie jadł z kilka dni :)
Po jedzeniu, zabrałam go na górę, aby wypatrywać przez okno Mikołaja. W tym czasie, cała rodzina wystawiła prezenty pod choinkę. Po wszystkim mój tata zadzwonił dzwonkiem i grubym głosem powiedział: "Ho, ho, ho czy są tu grzeczne dzieci?"
Mati, aż zamarł! Szybko ruszył na dół, ale Mikołaja już nie było :(
Nie ważne było, czy zostawił prezenty. Najważniejsze było, gdzie poszedł Mikołaj, jak zmieścił się przez w szparę w oknie i, że on się "nie bojał Mikołaja".
Potem już był szał prezentów. Oczywiście numerem 1 były puzzle :)

 Chwilę po godzinie 20 wróciliśmy do domu.
Zanim wyszliśmy do moich rodziców, była szybka akcja położenia prezentów pod naszą choinkę. O matko ile się namęczyliśmy....najpierw wyszliśmy wszyscy z domu, a ja udałam, że muszę po coś wrócić, a Mati za mną :) Chyba dopiero za 3 razem się udało, jak powiedziałam, że idę otworzyć okno dla Mikołaja :P
Zachwyt Matiego po powrocie do domu - bezcenny!

Michałek jeszcze nieświadomy, ale jak Mati się cieszył, to i on się cieszył :)

W Pierwszy Dzień Świąt z rana pojechaliśmy do opieki doraźnej no i chłopcy dostali antybiotyk. Michałek na 5 dni, a Mati na 7. Tym oto sposobem utkwiliśmy w domu do Sylwestra! I tak siedzimy, nudzimy się, bawimy, kaszlemy, pociągamy nosem i bierzemy leki :)
Wczoraj tylko na moment wyszłam z Matim na spacer, bo pogoda była śliczna i żal mi było siedzieć w domu.

I tak oto minęły nam Święta! jak dla mnie było wyjątkowo, bo pierwszy raz spędziliśmy te dni rodzinnie u siebie w domu, bez rozjazdów, pędzenia gdzieś i nocowania poza domem.

Zdjęć mam bardzo mało, bo po prostu nie mam czym ich robić :( nie mamy aparatu więc cykam, albo telefonem, albo kamerą, ale ona jest ciągle rozładowana :P

Nasza "pikna" choinka :)

Mam swój samochód, ale wolę brata...

...I ciągle się o niego kłócimy

A jak wkurzymy mamę, to zamyka nas w łóżeczku :D

Mati w swoim żywiole

Aż jedna fotka z Wigilii


A na zakończenie zdjęcie ze Świąt w 2011 roku. Mateuszek miał wtedy 3 miesiące. Wszyscy byliśmy przerażeni tym, co będzie z jego rączką. Tamte Święta, w porównaniu do tegorocznych, były dla mnie tragiczne...uśmiechałam się, bo wypadało. Jedyny plus to taki, że mało wtedy jadłam :)

Pultasek :)



wtorek, 23 grudnia 2014

Taka anegdotka...

Mateusz wchodzi do pokoju, aby obudzić Michała z drzemki:
"Wstawaj mała dupo!!!!!!!!!!!!!"


I tym oto miłym akcentem, chciałabym wszystkim, którzy wiernie odwiedzają mojego bloga, wszystkim "Splociakom" i ich dzielnym rodzicom życzyć wesołych, spokojnych, ZDROWYCH i bezdeszczowych :) Świąt Bożego Narodzenia!





PS: No i ogromu prezentów pod choinką!!! :)

niedziela, 21 grudnia 2014

Ho, Ho, Ho...

Czujecie zbliżające się Święta?
Ja nie! W tym roku już całkowicie nic nie czuje. Jeszcze wczoraj wieczorem przeszła u nas BURZA (??!?!??!). Znając życie śnieg spadnie na Wielkanoc :) No cóż...Cytując klasyka: "Sorry, taki mamy klimat" :)

Troszkę mnie nie było w blogowym świecie.
12 grudnia ukończyłam kurs "Rachunkowość w podmiotach gospodarczych z zastosowaniem komputera" :D (tak, chwalę się :D)
Od 15 grudnia w końcu zaczęłam porządki dla Jezusa. Nawet okna umyłam! I się właśnie wtedy przeziębiłam. Rozłożyło mnie dość poważnie, dzieci się chyba ode mnie pozarażały - chyba, bo jeszcze nie byłam u lekarza, wybieram się jutro...no i tyle u nas :) Po prostu BOSKO!

W między czasie trzeba było odbębnić spotkanie Wigilijne w przedszkolu, wspólne tańce, zabawy.
Ubrać choinkę trzeba było też, bo Mateusz marudził....ubierając ją klęłam pod nosem, bo po prostu nie lubię tego robić, ale jego reakcja po powrocie do domu - bezcenna :)

No i pojawił się odwieczny problem prezentów pod choinkę. O ile Miśkowi jeszcze obojętnie co dostanie, to Mati ma już swoje wymogi i wymysły.
Oczywiście temat główny prezentów Zygzak Mcqueen...  No i wszystko co chciał, kupili mu dziadkowie, a my zostaliśmy z niczym! No i z racji tego, że mówiąc bardzo delikatnie, wymiotuję już zygzakiem i złomkiem i całą bajkową ekipą, postanowiłam kupić Mateuszowi prezent nie związany z bohaterami tegoż Disney'owskiego szajsu. Kupiłam mu zdalnie sterowany samochód :D bo przecież mamy tak mało tego wszystkiego, mamy tyle miejsca, że taki jeden jeżdżący gdzie popadnie samochód nas nie zbawi :P
Zdecydowałam się na taki:


fot. internet

Wybór nie był przypadkowy. Syn naszych znajomych ma podobny i Mati po prostu był zachwycony. Auto z racji obracanych o 360 stopni przednich kół, nie zatrzymuje się na ścianach, koła się świecą i ogólnie WOW (dla dziecka). Do wyboru są różne wielkości tego auta, ja zdecydowałam się na mniejszy, bo wizja raczkującego Michała i jeżdżącego po chacie auta, którym steruje 3 latek troszkę mnie przeraziła...no a jak to się mówi - mniejsze auto, mniejsze szkody :P

Dla Michałka chcieliśmy kupić pchacz, bo oczywiście ten Matiego jest MATIEGO i o jakimkolwiek dziedziczeniu nie ma mowy. Oczywiście dziadkowie wyszli przed orkiestrę i kupili pierwsi więc my znów zostaliśmy z ręką w nocniku. Kupiłam mu interaktywnego pilota do TV z nadzieją, że zostawi w spokoju normalne piloty :)

Miałam ogromny problem z kupnem prezentu dla mojej prawie 2-letniej chrześnicy. Nie mam córki, nie mam kuzynki, nigdy nie kupowałam prezentów dla dziewczynek i po prostu dopadł mnie totalny brak weny.
W dodatku ona dużo rzeczy już ma, co ograniczało moje pole manewru.
W końcu zdecydowałam się na Misia do wielokrotnego malowania z Fisher Prica:

fot. internet

Oczywiście do zestawu są dołączone mazaki, osobno chyba można dokupić pieczątki i można bazgrać po tym Miśku ile się chce, a potem do pralki i zabawa od nowa.
Na opakowaniu jest napisane, że niby od 3 lat, ale przecież nie musi go od razu malować. Najpierw może się nim bawić bez malowania, spać z nim lub cokolwiek innego, a malować może zacząć później.
Co myślicie? może być?? :)

Mężowi kupiłam maszynkę elektryczną do golenia....a niech ma! :)

A ja czekam na kolejne skarpetki, majtki i może kosmetyki :) Choć może w tym roku mnie Mikołaj zaskoczy? :)
A u Was jak z prezentami? Wszystko już macie? :)

niedziela, 7 grudnia 2014

Mikołajkowo

W tym roku Mikołajki i ogólnie cały okres przedświąteczny, jak dla mnie jest SUPER. Mati już kumaty, wie, że prezenty przynosi Mikołaj, patrzy w niebo, pyta kiedy będzie choinka i śnieg! No rewelacja! Na to czekałam!Jak w piątek popakowałam prezenty i postawiłam im przy łóżku (bo pod poduchę i do buta się nie zmieściły) jak głupia nie mogłam doczekać się rana.
Oczywiście zadowolenie z prezentów było ogromne. Od razu Mateusz rzucił się do rozpakowywania, ale pierwsze o co zapytał, to czy Mikołaj wypił mleko, które mu przed snem zostawiliśmy na parapecie :)
Michał jak to Michał, swoje prezenty olał i od razu ruszył do prezentów Matiego i od rana była kłótnia.
Uwielbiam te ich kłótnie. Mati jest wtedy bardzo sfrustrowany, a Misiek wkurzony i słychać go w całym bloku.

Mikołaj w tym roku przyszedł też do taty. Był niegrzeczny, ale pod poduszką znalazł małe co nieco.
Ja swojego prezentu musiałam szukać po całej chacie. Kolejno wyciągałam z rożnych miejsc karteczki z kolejnymi wskazówkami....zabawę miałam przednią. Swoją drogą, nie spodziewałam się po moim Mikołaju takiej kreatywności :)
Potem pojechaliśmy do moich rodziców na obiad, a tam kolejne prezenty.....
Dzień zleciał całkiem przyjemnie :)

Dziś od rana jestem z chłopakami sama, bo mąż wyjechał na 5 dni, także....byle do 19stej! :)







A na koniec mała zajawka tego, co się u nas dzieje od wczoraj.... ma charakterek ten nasz Misiek :P


poniedziałek, 1 grudnia 2014

Niewychowana matka

Ostatnio moje starsze dziecię poprawia mnie na każdym kroku, poucza i generalnie czuję się jak jakaś małolata, która dopiero uczy się życia.

-Mamo!
-Co?
-Mamo, nie co, tylko słucham!
(jaki wstyd oł szit)

Siedzimy w salonie, nagle słyszymy płacz Miśka. Wbiegam do pokoju i już widzę, że Mati coś przeskrobał.
- Mów szybko co mu zrobiłeś!
- Nie!
- Mów natychmiast!
- A poprosiłaś?


I tym oto sposobem mój 3 letni syn udowodnił mi, że brak mi jakichkolwiek przejawów dobrego wychowania :)

Mimo tego, że jestem tak bardzo niewychowana moje dzieci zechciały ze mną pójść na mecz koszykówki w sobotni, andrzejkowy wieczór.
Mati siedział z tatą i dziadkiem na trybunach...bardzo się ekscytował, momentami próbował powtarzać przyśpiewki, klaskał, krzyczał, nawet chciał gwizdać na palcach :)
Misiek natomiast był atrakcją wieczoru :) Najpierw, równo z początkową syreną opędzlował kaszkę, popił sokiem, a potem już tylko interesował się tym co go otacza. Każdy kto koło nas przechodził zaczepiał go uśmiechami lub zagadywał. Z tym drugim było troszkę gorzej, bo Misiek miał na sobie specjalne wyciszające słuchawki więc nie słyszał nic, oprócz własnych myśli :)Mimo tego bawił się świetnie i było to widać :)







A Wy jak spędziliście Andrzejki??



sobota, 22 listopada 2014

Erbowe wieści!

Kochani!
Kilka tygodni temu został wydany poradnik dla rodziców i opiekunów dzieci z porażeniem splotu.

Autorkami są Pani Maria Grodner - wspaniały specjalista w dziedzinie porażeń splotów. To jej zawdzięczam wszystko co osiągnęłam z Matim i uważam ją za GURU w tym temacie. Oczywiście jeśli chodzi o lekarzy z Polski.
Drugą autorką jest Pani Małgorzata Dziadkowiec, która jest fizjoterapeutką w Dziekanowie Leśnym, tak jak Pani Grodner.

Poradnik jest po prostu świetny! Opisuje jak postępować z dzieckiem w odpowiednich grupach wiekowych (noworodek, niemowlę, dziecko młodsze, dzieci 1-3, dziecko 3-6, młodsze dziecko szkolne, starsze dziecko szkolne).
W każdym rozdziale jest wszystko dokładnie opisane i sfotografowane...jak układać dziecko, jak masować, jakie wykonywać ćwiczenia. Są nawet zdjęcia ewentualnych skutków porażenia, czyli asymetria ciała, odstająca łopatka, wady postawy.

Jak dla mnie taki poradnik to rewelacja! Oczywiście mi już tak bardzo się nie przyda, ale dla rodziców którzy dopiero rozpoczynają swoją drogę z porażeniem jak najbardziej jest to coś niezbędnego. Gdybym 3 lata temu otrzymała taki poradnik zaraz po porodzie Matiego myślę, że choć trochę byłoby mi łatwiej. Wiedziałabym jak ćwiczyć w domu, przede wszystkim nie bałabym się tego robić. A tak, człowiek był przestraszony i zagubiony.

Dlatego naprawdę szczerze polecam!




Jak go zdobyć?? Wystarczy  napisać maila do Fundacji Splotu Ramiennego i poprosić o wysłanie poradnika. Najlepiej wpłacić na konto Fundacji niewielką kwotę darowizny, aby zwrócić koszty wysyłki. W ciągu dwóch dni miałam go u siebie :)
Jeśli okazałoby się, że tymczasowo poradnika już nie ma, proszę napisać do mnie. Postaram się skserować i go do Państwa wysłać :)

A co u mojego splociaka?
A no zakończyliśmy już prywatną rehabilitację. Do nowego roku robimy sobie przerwę. Może teraz wybierzemy się na NFZ. Ciągle chodzimy na basen i staramy się ćwiczyć w domu. Stan ręki dalej jest świetny. Co prawda wciąż nie umie się nią podetrzeć, jednak radzi sobie świetnie ręką lewą także nie będę go już strofować i przekładać papieru do porażonej ręki :) odpuściłam mu, choć było ciężko, bo ja ciągle dążę do perfekcji.

Na początku listopada otrzymaliśmy informację o zgromadzonych środkach z 1% i w tym miejscu chciałabym podziękować wszystkich, którzy oddali swój procent dla Mateuszka.
Udało nam się uzbierać sumę 1200 zł co jest dla nas wielkim zaskoczeniem i szokiem, bo naprawę nie spodziewaliśmy się takiego wyniku.
Pieniążki oczywiście przeznaczymy na kolejne lekcje pływania i dalszą rehabilitację.

Jeszcze raz w imieniu Matiego - DZIĘKUJĘ!

piątek, 14 listopada 2014

Przeprowadzka :)

Wczoraj postanowiliśmy, że przeprowadzamy Michałka z sypialni do pokoju Matiego.

Długo zwlekałam z tą decyzją, bo tak naprawdę nie wiedziałam kiedy będzie najlepszy moment.
Myślałam, że najlepiej będzie przenieść go, gdy przestanie budzić się w nocy na jedzenie. Niestety nie doczekałam się :P więc wczoraj zrobiłam przemeblowanie i Michałek oficjalnie zamieszkał w swoim nowym pokoju :)
Mati bardzo uradowany, że w końcu ma brata u siebie. Generalnie nie może się przestawić, że to ICH pokój...bo to przecież jego i on ewentualnie pozwala Michałowi tu spać.

Bałam się tej pierwszej nocy. Na początku miałam wizję pobudek...jeden budzi drugiego, drugi pierwszego i tak w kółko :D  Na szczęście moje obawy okazały się niepotrzebne.
Michał obudził się na mleko około 1:30, zjadł i dalej spał. Potem, około 4 nad ranem coś tam stękał, weszłam, dałam smoczka i spał do 7! Także nocka jak najbardziej udana :)
Pewnie zaraz ktoś napiszę, że powinnam spróbować oduczyć Miśka jedzenia w nocy...otóż od razu uprzedzę, że próbowałam i to nie raz. Podanie samej wody nie wchodzi w grę. Jak tylko nie poczuje smaku mleka wyrzuca butelkę z budzi. Próbowałam też oduczania tą metodą, że z nocy na noc wsypuję mniejszą ilość mleka. Wszystko fajnie, ale jak dochodziliśmy do dnia, że podawałam samą wodę znów to samo. Dlatego podaję mu w nocy mleko, ale z mniejszą ilością miarek, aby był posmak. No trudno, nic innego nie wymyślę :) Po prostu muszę poczekać. Mam nadzieję, że szybko wyrośnie z nocnych pobudek na jedzenie. Póki co, ta jedna pobudka jakoś nie przeszkadza mi w normalnym funkcjonowaniu więc się nie przejmuję.

Oczywiście przed wspólnym spaniem, odbyła się pierwsza wspólna kąpiel. Chłopaki mieli mega frajdę - szczególnie Michał :)
Cały czas Mati mówił, że zaraz po kąpieli idą z Michałkiem spać...no i niestety tu pojawia się problem, bo tak się nie stało.
Sprawa usypiania to totalne kongo, bo Michał chodzi spać około 20, a Mati w tygodniu zasypia po 21, bo niestety drzemka w przedszkolu bardzo go regeneruje (w weekend prędzej się uda, bo w dzień nie śpi) Mateusz po kąpieli powiedział mi, że nie jest zmęczony i jednak spać nie chce. Michał natomiast zasnął w ciągu sekundy, dlatego też Mati poszedł z nami do salonu. Standardowo, musiał zjeść ósmą kolację (serio to dziecko ciągle jest głodne :P) . Jak zrobił się zmęczony położył się obok mnie i zasnął. Po chwili go przenieśliśmy do jego łóżka.
Rytuał usypiania Matiego już dawno przepadł, bo niestety po przeczytanej książce zamiast spania, było wygłupianie się, strojenie fochów...ostatecznie kończyło się to tak, że po godzinnej (a nawet dłuższej) walce zasypiałam z nim i tyle było z moich wieczornych planów, czyli z mycia naczyń, sprzątania lub po prostu oglądania TV. Odpuściłam więc, bo już naprawdę miałam dość co wieczornego stresu.
Oczywiście wrócimy do tego wszystkiego, jak Misiek podrośnie, bo może we dwójkę będzie im raźniej i nie będę musiała z nimi zostawać w tym pokoju?? Może macie jakieś doświadczenia w tym temacie? Jak wygląda u Was usypianie dwójki, czy trójki dzieci?







PS: Sorki za jakość zdjęć. Mój telefon nie ogarnia :)

środa, 12 listopada 2014

Zabiegany listopad

Zaniedbuję bloga - wiem to i biję się w pierś, ale naprawdę mam tyle na głowie, że aż sama nie wiem kiedy te dni mijają.

Od 3 listopada zaczęłam kurs. Wysłali mnie z urzędu pracy. Trwa on 6 tygodni i na zajęcia chodzę od poniedziałku do piątku po 5-6 godzin dziennie, także wracam do domu styrana i z bolącą głową.
Generalnie jestem bardzo zadowolona, bo kurs bardzo fajny, przydatny no i ludzie też fajni :)

Dodatkowo, co jest w ogóle hardcorem(!) rozpoczęłam studia podyplomowe! Tak! inwestycja w siebie poszła :) Od minionego weekendu jestem dumną studentką rocznych studiów z rachunkowości.
Trzeba zacząć coś robić, bo jak tak dalej pójdzie będę bezrobotna do usranej śmierci. Podnoszenie kwalifikacji może mi pomóc, a dodatkowo zawsze jest to okazja do wyjścia z domu i poznania nowych osób.

Mam więc nadzieję, że moja nieobecność jest choć trochę usprawiedliwiona :) Kurs kończę dopiero 12 grudnia, także pewnie do tego dnia będę zakręcona i mało obecna. No, ale czego się nie robi dla kariery zawodowej hahahaha :)

Dobra! dość o mnie. Co u dzieci mych? A no chorobowo :/
Michał złapał zapalenie oskrzeli i jesteśmy na antybiotykach.
Słuchajcie jaja w ogóle, bo pojechaliśmy z nim na pomoc doraźną, a tam od ludzi szaro!!! Czekania chyba na 4 godziny. Oczywiście ludzie poprzychodzili z różnymi chorobami więc dziecko narażone jeszcze bardziej. Wkurzyłam się i wezwałam lekarza do domu....zabuliłam jedyne 120 zł :) Boże jakie zdzierstwo! No, ale lekarka była u nas w ciągu 10 minut, spokojnie go osłuchała, wszystko wytłumaczyła....próbuje się jakoś pocieszać :)
Potem pojechałam do apteki i kolejny strzał w łeb....jedyne 126 zł! Ależ proszę bardzo! Sram pieniędzmi i tyle to ja dziennie na papier toaletowy wydaję! Wniosek??? Nie wolno nam chorować, bo pójdziemy z torbami.
Na szczęście leki szybko pomogły i Misiek staje na nogi. Waży już 10 kg i mierzy około 77 cm. Pani doktor myślała, że on ma roczek skończony więc ewidentnie jest duży i brata na bank szybko przerośnie. Na koncie ma dwie dolne jedynki, ciągle się czołga, raczkować nie chce, jak go posadzimy to siedzi no i zaczyna stawać przy meblach...także wszytko jakoś na opak :)

Mati na szczęście zdrowy...tfu, tfu, aby nie zapeszyć. Do przedszkola chodzi już bez większych problemów więc mam nadzieję, że kryzysy już za nami.
Bardzo się usamodzielnił. Wizyta w ubikacji odbywa się już bez naszego udziału. Nawet sam światło sobie zapala. Czasami próbuję ingerować w podcieranie, ale niestety z jego strony jest wielki sprzeciw i kończy się to awanturą :) Ubiera też się sam. Do niedawna miał problem ze skarpetkami i majtkami, a teraz, nagle wszystko się udaje. Już jest takim małym mężczyzną....nie potrzebuje mnie...to straszneeeeeeeeeee!
Ostatnio jego ulubionym zajęciem jest układanie puzzli.
Boże, wstaje rano i puzzle, przychodzi po przedszkolu - puzzle. Nie ma dziecka. Świetnie się przy nich wycisza. Jeszcze na początku prosił, aby układać z nim. Teraz robi to sam i potrafi ułożyć cały trójpak składający się z obrazków 25, 36 i 49 elementów :)
Oczywiście pod choinką puzzle to podstawa. Mąż się zaangażował i szuka jakiś wypasionych.

Wasze dzieciaczki też lubią puzzle???

Ulubione zajęcie Matiego - oczywiście kilka puzzli już przepadło :)

Nasz śmieszek, tutaj pierwszy dzień choroby, a i tak radosny :)

Taka sytuacja :)



czwartek, 30 października 2014

:)

Witam Was! Na wstępie chciałabym podziękować za tak liczne komentarze pod ostatnim wpisem...za rady i wsparcie.
Na szczęście od tamtego wpisu troszkę się zmieniło.

środa, 22 października 2014

Przedszkolne perypetie

Myślałam, że pójście Matiego do przedszkola będzie dla nas czymś fajnym....
Realia okazały się dość brutalne.

To, że Mati nie chce chodzić do przedszkola już wiecie.
Codziennie rano stroi fochy, prosi mnie, abym go nie zaprowadzała itp. Początkowo myślałam, że tak musi być, że minie za jakiś czas...przecież w końcu młody przekona się, że w przedszkolu jest fajnie, bo przecież nie dzieje mu się tam żadna krzywda...

No i właśnie tutaj zaczynają się moje wątpliwości.

sobota, 11 października 2014

Podaruj życie!

W końcu minęło pół roku od porodu i mogłam się zarejestrować do bazy potencjalnych dawców szpiku.


 

Jak widać na załączonym obrazku, przesyłka już zapakowana w kopertę,czeka na wysłanie. Zrobię to w poniedziałek rano, bo mam tylko 7 dni od pobrania próbki.

czwartek, 9 października 2014

Jesteśmy!

No w końcu znalazłam czas, aby coś napisać.
Ostatnio jakoś brak mi chęci, weny, siły...no wszystkiego mi brak.

Podupadam troszkę na zdrowiu, biegam po lekarzach, wykonuje badania, a wszyscy wiedzą, że każda styczność z NFZ to nerwówka murowana :)
No, a w międzyczasie jeszcze trzeba się dziećmi zająć, bo mężulek oczywiście znów wyjechał więc wszystko na mojej głowie.

wtorek, 23 września 2014

Udało się!

Urodziny się odbyły :)
Nie przeszkodziły nam żadne choroby, czy inne szpitale :)

Wczoraj punktualnie o 17 rozpoczęliśmy zabawę. Całe szczęście właściciele placu zabaw pozwolili mi za tę samą zaliczkę przełożyć termin imprezy, gorzej było już z tortem. Był zamówiony, zaliczka zapłacona, ale go nie odebraliśmy, bo nie było sensu. Wiedząc, że w tamtej cukierni jestem już spalona, wczoraj poszłam do innej i kupiłam malutki torcik, taki symboliczny, aby po prostu był.

środa, 17 września 2014

Będzie, będzie zabawa...

Taaaa, tak miało być w poniedziałek kiedy to nasz kochany synek kończył 3 latka.
Niestety los baaaaardzo pokrzyżował nam plany. Urodziny trzeba było przełożyć i nawet nie było czasu, aby złożyć mu życzenia :(

W poniedziałkowy poranek trafiłam do szpitala z wymiotami i biegunką. Całą noc myślałam, że to po prostu jelitówka, bo słyszałam, że panuje, jednak gdy rano zasłabłam od razu wezwałam pogotowie. Zabrali mnie na SOR, tam się okazało, że mam coś z jelitami...dokładnie nie wiedzą jeszcze co, ale mam na pewno jakiś stan zapalny w organizmie i jak tylko skończę brać antybiotyki mam się zgłosić na kolejne USG jamy brzusznej w celu weryfikacji (bo w szpitalu pani doktor zauważyła w jelitach jakiś niezidentyfikowany płyn). Dodatkowo torbiel w jajniku i konsultacja ginekologiczna. Skumajcie, że w 3 rocznice mojego porodu spotkałam się z lekarzem który kładł mi się na brzuch i przez niego Mati ma porażenie splotu. No wspaniałe wyczucie czasu :) Cudnie się na niego patrzyło, miałam ochotę zwymiotować mu w twarz.
No, ale wracając do tematu....zostawili mnie na oddziale na obserwację, podali leki i na szczęście we wtorek wypuścili już do domu.
W ten sam poniedziałek otrzymałam telefon z przedszkola, że Mati dalej wymiotuje niż widzi! EKSTRA dopadł go rotawirus :/ Okropne to jest uczucie wiedzieć, że dziecko jest chore, a Ty jesteś daleko od niego. Miałam w nocy ochotę wyrwać te wszystkie wenflony i iść do domu...no dramat straszny!
Na szczęście Mateusz zawsze bardzo "dobrze" znosi tego wirusa...jedna doba i po wszystkim. Teraz czekam jak Michał załapie. Już dziś zwymiotował, ale było to jednorazowe więc czekam na rozwój sytuacji.

No i tak to wyszło, że urodziny przełożyliśmy na najbliższy poniedziałek, także, jeśli uda się je wyprawić, na pewno zdam relację :) A zaraz po tym zasuwam do lekarzy i zaczynam dbać o siebie. Taki mam plan, a jak wyjdzie? zobaczymy :)


czwartek, 11 września 2014

Taka sytuacja...

Wzięłam od moich rodziców niepotrzebną wykładzinę dywanową.
Położyłam ją dziś u nas w przedpokoju, bo w zimę zawsze bardzo ciągnie od podłogi.
Wchodzimy do domu, Mati zdziwiony pyta:
- A co to to jest?
- a nowa wykładzina
- a kto to kupił???
- no ja.
- O jaaa, dziekuje, że kupiłaś nową wykładzine.
Mówiąc to turla się po niej, po chwili wstaje, otrzepuje się i oznajmia:
- jest troche ładna.


Ehhh typowy facet! :)

środa, 10 września 2014

Pierwsze koty za płoty.

No! Jestem w końcu :)
Pierwszy tydzień września strasznie mnie pochłonął, ale już wracam i schodzę na ziemię.

Co u nas? A no wiadomo - przedszkole!

środa, 27 sierpnia 2014

Tacy podobni, a tacy różni

Minęło pół roku odkąd żyjemy sobie w czwórkę.
Każdy kto spojrzy na chłopców, widzi straszne podobieństwo (co jest oczywiście ich wymysłem :) )

My natomiast spędzając z chłopakami 24h/dobę widzimy jak bardzo się od siebie różnią. Tych rzeczy przybywa z tygodnia na tydzień.

piątek, 22 sierpnia 2014

Z głową w chmurach!

Od kilku dni chodzę z głową w chmurach....chodzę, bo otrząsnąć się nie mogę!!!
We wtorek, w Gdańsku odbył się koncert Justina Timberlak'a!
BYŁAM TAM!!!!!!!!!!
Wykonałam kolejną rzecz z mojej listy :)

Nie ma co pisać o tym jak było, bo było po prostu WSPANIALE!
Dwie godziny śpiewania, tańczenia, piszczenia....dwie godziny wspomnień, bo praktycznie każda piosenka z czymś lub z kimś mi się kojarzy....

A sam Justin? no cóż...

czwartek, 14 sierpnia 2014

Sentymentalnie

Oglądałam dziś zdjęcia Mateuszka zaraz po porodzie i wzięło mnie na sentymenty :)

W lipcu minęły 2 lata odkąd istnieje mój blog.
Głównym powodem rozpoczęcia mojej blogowej historii, była chęć dotarcia do osób, które również mają dzieci z porażeniem splotu.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Nadrabiamy!!!

Witam się czwartkowo :)

Nie było mnie na blogu, bo od piątku jestem słomianą wdową i pół matką hehe
Mąż wyjechał na obóz, a Mati pojechał do teściów na..........10 DNI!!! Dlaczego na tak długo? Bo Pan rehabilitant też poszedł na tyle dni urlopu więc skoro i tak nie chodzimy na ćwiczenia, to go wysłałam. Byłam święcie przekonana, że po 4 dniach będzie za mną tęsknił i co? i mooje serce pęka, bo on nawet nie myśli o powrocie do domu. Jak dzwonię do teściowej i chcę z nim pogadać, to tylko krzyczy, że przeprasza, ale jest zajęty! Zero szacunku do matki :P
Teście mają go przywieźć w niedziele, mąż wraca w sobotę, także rządzimy sobie z Michałkiem....cisza, spokój, nic się nie dzieje, nic nie ma do roboty, bo przecież nie ma kto brudzić. No bajka :) wypoczywam sobie.

Plany były inne. nie miałam wypoczywać, bo znalazłam pracę. Od poniedziałku rozpoczęłam kilka dni próbnych. Praca od 8 do 17 (?)...9 godzin dziennie. Od razu powiedziałam, że nie jestem w stanie pracować do tej godziny, bo do 16.30 muszę odebrać dzieci z placówek oświatowych, na co szef wyraził zgodę i kazał przyjść od poniedziałku. Poszłam. Już pierwszego dnia okazało się, że nikt nie pamięta o moim kończeniu wcześniej...ba! skończyłam o 17.05, po czym musiałam iść jeszcze na pocztę wysłać korespondencję, w domu byłam przed 18. Kurde kodeks pracy nakazuje pracować 8 godzin dziennie, oczywiście wyjątkiem są centra handlowe gdzie pracuje się troszkę inaczej, ale też nie chodzi się do pracy codziennie.
Po kolejnym dniu zrezygnowałam. Ja muszę odbierać dzieci, bo mąż zazwyczaj w okolicach 16-17 ma treningi. Zostają jeszcze moi rodzice, ale oni nie są skorzy do pomocy. Raz na jakiś czas owszem, ale nie codziennie więc jakoś sama muszę sobie radzić. Nie załamuję się, bo to dopiero pierwsze rozczarowanie :) jakoś się już przyzwyczaiłam, że na rozmowach ludzie obiecują kokosy, a prawda okazuje się całkiem inna.

Z pozytywnych wieści....byłam z Michałkiem na szczepieniu. Wzrost - 69 cm i waga 8.100 :) A za dwa tygodnie kończymy pół roku. Pani doktor powiedziała, że Misiek będzie wysoki, bo idzie jak burza. Nie to co Mati hehehe ten to nawet jeszcze metra nie minął :P
Od września wielkie zmiany, Mati idzie do przedszkola, a Misiek do żłobka. Kołderka dla Matiego do przedszkola już kupiona, wyprana i czeka na swój dzień :) Ciekawa jestem kiedy będą pierwsze skargi na tego mojego pierworodnego, mam nadzieję, że nie pierwszego dnia :)
No i we wrześniu urodzinki Matiego. Poprosił o urodziny, cytuję: "na kulkach". Jak chce, tak zrobimy :) Zaprosimy znajomych, rodzinę z dziećmi i przynajmniej w domu porządek będzie :) Matka się nie narobi hehehe no, a prosi nas już od początku lipca, odkąd poszliśmy na urodziny do jego kuzynki.
- Mamusiu, ale zlobicie?
- ale co zrobimy?
- no na kulkach!!!
- ale co na kulkach??
- no impleze moją na kulkach!
- jaką imprezę?
- no ulodziny mamusiuuuuuuu

No i jak tutaj powiedzieć NIE? :)

Miłego dnia :)



środa, 30 lipca 2014

Wielki powrót

No i stało się...po 9 miesiącach wróciliśmy na rehabilitację.
Choć to nie znaczy, że przez ten czas nic nie robiliśmy. Mateusz jest na tyle duży, że sam podczas całego dnia sporo się rehabilituje. Wieczorami zawsze robimy ćwiczenia w wannie, także cały czas coś się działo.

W związku z tym, że dostaliśmy z Fundacji Splotu Ramiennego dofinansowanie na rehabilitację i musimy rozliczyć się z tych pieniążków do końca października, najpierw uderzyliśmy w ćwiczenia prywatne.
Powiem szczerze, że troszkę się bałam. Podczas ćwiczeń w zeszłym roku Mateusz bardzo płakał, nie współpracował, wył, histeryzował....dlatego od kilku dni mówiłam mu, że niedługo pójdziemy na takie wielkie, kolorowe sale, że będzie ćwiczył z panem i będzie super zabawa.
Wiecie, że poskutkowało?
Od wczoraj ciągle pytał kiedy idziemy do pana, a jak dzisiaj w końcu powiedziałam, że idziemy, to w 3 sekundy miał ubrane buty.

Ogólnie cały ośrodek znajduje się w wielkim parterowym domku, z wielkim ogrodem na którym jest plac zabaw i trampolina ( i już wiadomo, że wyjście z posesji zajęło mi więcej czasu niż same ćwiczenia :P).
Weszliśmy do środka, a tam? trzy wielkie sale do ćwiczeń, pełne przyrządów, przyborów...no raj :)
Od razu widać, że Pan ma super podejście do dzieciaków. Mati bez wahania się z nim przywitał i poszli razem ćwiczyć. Ja oczywiście razem z Michałkiem czuwałam nad wszystkim.

Kurde, te 45 minut minęło tak szybko. Teraz rehabilitacja będzie przyjemnością, a nie udręką. Ponoć kolejny kryzys i bunt do ćwiczeń przychodzi około 4 roku życia, ale na razie o tym nie myślę...napawam się chwilą :)

Dziś Pan był tak miły i zrobił zajęcia zapoznawcze, darmowe. Jutro o 9 ruszamy z kopyta :)
Dowiedziałam się, że rączka Mateusza wygląda świetnie, choć wiadomo zawsze jest coś do "podkręcenia" Dodatkowo ma osłabione mięśnie brzucha i miednicy i w lewej nóżce robi się lekkie płaskostopie, dlatego będziemy się też skupiać na tym, a nie tylko na porażeniu.

Cieszę się, no tak się cieszę.........jak dziecko. I mimo, że te wyprawy będą męczące, bo to drugi koniec miasta, bo będę musiała brać ze sobą Michała...nie ważne! Ważne, ze znów coś robimy, że zajmie się nim ktoś kompetentny :)





sobota, 26 lipca 2014

2 lata minęly....

...jak jeden dzień!

Nasz syn był wczoraj ostatni raz w żłobku. Powiem Wam, że jak pakowałam wszystko z szafeczki, to zrobiło mi się smutno. Jeszcze na sam koniec, wychodząc, odwróciłam się ostatni raz i normalnie łezka w oku się pojawiła. Sama nie wiem dlaczego!

niedziela, 20 lipca 2014

Mamy problem!!!


- Nie ma jednego samofodu!!!!! Blakuje, celwonego samofodu, mamoooo!!!!


Od godziny chodzi i szuka....jakby ten jeden resorak miałby go zbawić.... :O



  

środa, 16 lipca 2014

Rozterki matki przedszkolaka

Witam wszystkich :)

Dziś cały dzień myślę o tym, co wczoraj nam się przytrafiło. Otóż, po kąpieli, gdy wycierałam Matiego moim oczom ukazała się odparzona pupa!! oczywiście w okolicy odbytu :/ wielka czerwona, nabrzmiała plama....pytałam młodego, czy go to boli, swędzi? Odpowiedział, że nie. Szybko posmarowałam maścią Michałka na odparzenia, ale ostro mnie ten widok zaniepokoił.
Od razu przed oczami mam wizję przedszkola, gdzie na zebraniu od razu poinformowano nas, że z dziećmi do ubikacji nikt nie wchodzi. Teraz, w najmłodszych grupach nie mam niań, a panie nauczycielki nie mogą sobie pozwolić na wychodzenie z sali do wc z każdym dzieckiem....No jak to usłyszałam to oniemiałam. Ok, spoko, dziecko trzeba uczyć samodzielności, ale żeby trzylatek dokładnie podtarł się po oddaniu stolca to chyba lekka przesada! I tutaj nie chodzi o to, że nie chce mi się go uczyć podcierać, bo ja próbuję, ale nie zapominajmy, że Mateusz ma prawą rączkę porażoną i praktycznie w ogóle nie umie operować nią za plecami. Ktoś może powiedzieć "oj tam, niech podciera się lewą"...yhy...a próbował ktoś praworęczny podetrzeć się lewą ręką, lub odwrotnie??? ja próbowałam i autentycznie nie potrafiłam tego umiejętnie zrobić!
Spoko, mogę iść we wrześniu się kłócić, powołać się na orzeczenie o niepełnosprawności i nakazać Pani chodzić z moim synem do toalety, ale wiadomo jak są odbierani rodzice którzy się "awanturują"....a najbardziej cierpią na tym ich dzieciaki....
Nie wiem, liczę na to, że jednak Pani wychowawczyni tylko tak rygorystycznie brzmiała na tym zebraniu, ale ostatecznie okaże się miłą i empatyczną osobą.
Pewnie będzie tak, że Mateusz zamknie się w sobie i "grubszą" sprawę będzie przynosił do domu. Trochę to niezdrowe tak wstrzymywać, ale zapewne tak się stanie.

A jakie Wy macie doświadczenia w tym temacie? Czy też spotkaliście się z takim czymś?


PS: Jeśli chodzi o albę na chrzest Michała, to był to pomysł jego chrzestnego. W związku z tym, że gajer po Matim okazał się na Miśka za mały i nie mieliśmy w co go ubrać, chrzestny na swoje barki wziął załatwienie stroju, no i przyniósł tę albą, która została uszyta przez jego babcię. Na początku jak ją zobaczyłam, byłam sceptycznie nastawiona...śmiałam się, że GENDER itp. itd., ale jak ją założyłam od razu zmieniłam zdanie :) i cieszę się, że innym też się podoba, bo bałam się na początku, że z dziecka pośmiewisko zrobię :D



wtorek, 15 lipca 2014

LIPIEC!!!

Tak wiem, wiem....lańsko powinnam dostać, że nic nie skrobnęłam od tak dawna, ale naprawdę nie mam kiedy! Jak jest pogoda to spędzam cały dzień na słońcu i wieczorem opadam z sił, a jak nie ma pogody to przymulam lub coś kombinujemy z mężem, bo....małżonek mój ma urlop cały lipiec. Dacie wiarę? prawie 30 dni razem, dzień w dzień? Ja już nie ogarniam, a to dopiero 2 tygodnie :) Przez to, że w roku szkolnym ciągle go nie ma, teraz jego obecność mnie momentami bardzo irytuje. W kuchni mi się panoszy, wieczorem próbuje przejąć władzę nad pilotem....no, ale jak w sierpniu wyjedzie, to pewnie szybko zatęsknię więc już nie narzekam :)

Co u nas? O jejciu, u nas super! Chłopaki rosną.
Mati to mały dyskutant. Ciągle ma coś do powiedzenia, wymądrza się strasznie. Ostatnio ma fazę na Świnkę Peppę...(boże jak jeszcze byłam bezdzietna w pierś się biłam i przyrzekałam, że moje dzieci na bank nie będą oglądać tego szajsu!...no i mam za swoje :D), a jak nie ogląda Świnki to bawi się resorakami, ciężarówkami, wozami strażackimi, wywrotkami i koparkami.
26 czerwca odbyło się zakończenie żłobka! Mój niegrzeczny syn pięknie tańczył i śpiewał. Podczas przedstawienia w ogóle nie było z nim problemów. Nie płakał, słuchał się opiekunek - no skarb nie dziecko :D Zdjęcia powinnam mieć w przyszłym tygodniu więc na pewno coś dodam :)
A tak to u Matiego bez zmian.
Chociaż nie....Mamy na koncie mały sukces...śpimy już bez pieluszki :) 

A Michał? Michał w sobotę skończy 5 miesięcy. Waży już 7,5 kg.
Jego wyniki znacznie się poprawiły, niestety dalej ma niski poziom żelaza we krwi, także mu je podaję, plus oczywiście witaminki.
W minioną niedzielę został ochrzczony. Imprezę po mszy robiliśmy w domu...jedyne 14 osób! Co to dla mnie :) Wszystko się pięknie udało, Michał całą mszę spał, obudził się dopiero jak ksiądz polał mu główkę wodą. Gorzej było z Mateuszem. Jak zwykle w kościele nie ustał sekundy....biegał, darł się, potem się obraził...no dramat, jeden wielki dramat. Ostatecznie moja mama poszła z nim na spacer poza teren kościoła (dopiero wtedy się uspokoił) i nie było ich na ceremonii chrztu. W domu już było całkiem inaczej. Każdy z zaproszonych gości przyniósł mu po małym resoraku, także nie czuł się odrzucony, bawił się pięknie ze swoją 7 letnią kuzynką i w ogóle nie było z nim problemów. O 19 jedno i drugie dziecię poszło spać, a matka dopiero mogła spokojnie usiąść do stołu. Impreza zakończyła się o godzinie 23 :)

Zdjęcie do pamiątkowego tablo w żłobku :)

Dzień dobry!

Pultasek nasz :)

Mati z kuzynką Marysią

Aniołek????





wtorek, 24 czerwca 2014

Po prostu mistrz!

Tak oto mój syn zasnął w niedziele.
Schodził z krzesła po zjedzonej kolacji i troszkę nie podołał...
A jeszcze 5 minut wcześniej pytałam, czy idziemy spać, to usłyszałam: "Nie dziekuje mamusiu"



Po prostu jest moim mistrzem!

niedziela, 22 czerwca 2014

Bardzo aktywny długi weekend

Witam się niedzielnie!
To był dość intensywny weekend...Sprawcą tej całej aktywności był szanowny tatuś, bo o dziwo miał cały weekend wolny i mógł poświęcić nam trochę czasu (mógł i CHCIAŁ, bo z tymi chęciami też czasami ciężko :/)
W piątek rano tata wziął Mateusza i spędzili razem cały dzień. Gdzie byli i co robili? no cóż od nich to ciężko się czegokolwiek dowiedzieć. Na pewno byli na jakimś boisku, grali w kosza, potem pojechali do miasta coś załatwić. Po południu tata zabrał Matiego na stadion, tam tatusiowa drużyna grała mecz, czy jakiś turniej. Mati ponoć kibicował, bawił się świetnie, do momentu kiedy nie zrobił kupki w majtki :D
Hahaha z tego podjarania zapomniał o potrzebie. No cóż, zdarza się najlepszym :)

Ja w tym czasie odpoczywałam sobie z Michałem, a potem wyruszyłam z nim w poszukiwaniu stroju kąpielowego, gdyż, iż, ponieważ mój strój sprzed ciąży okazał się za mały. Szczególnie góra stroju. Wiadomo jak to z małym dzieckiem....wzięłam pierwszy, lepszy który się spodobał, przymierzyłam, pasował i po zakupach :) Musiałam go kupić, bo w sobotę planowaliśmy jechać do aquaparku, no i jakoś trzeba było wyglądać, aby na zjeżdżalniach nie wyleciało to i owo :)

W sobotę, tak jak pisałam wyżej, pojechaliśmy na ten basen. Michała zostawiliśmy u moich rodziców. Mimo że ma skończone już 4 miesiące i mógłby jechać z nami woleliśmy go zostawić i w 100% poświęcić czas na basenie Mateuszowi.
No reakcja Matiego na aquapark nie była zadziwiająca. Szok, euforia, krzyki...od razu chciał na zjeżdżalnię hehe
My też jacyś niedorozwinięci z mężem, pojechaliśmy bez motylków, koła...no nic dla niego nie mieliśmy. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że dziecko nam rośnie i potrzebuje takich gadżetów.
Idąc na zjeżdżalnię wiedzieliśmy, że musimy uważać, bo nie mamy nic, co mogłoby utrzymać młodego na wodzie, także przy wpadaniu do wody szedł razem z nami na dno. Ja jak zjeżdżałam to przy wpadaniu do wody podnosiłam Matiego do góry, aby nie zanurzyć mu głowy...a mąż jak raz z nim zjechał to takiego nura dali, że Młody jak się wynurzył był bardzo przestraszony. Ja byłam gotowa już wracać do domu, ale Mati mnie uspokoił mówiąc: "Jus w poządku mamusiu, jus okej".
Gdy zaliczyliśmy już wszystkie zjeżdżalnie Mati nagle jakby mu się odwidziało. Strach, on nie chce do wody, jak próbowaliśmy go włożyć do basenu to krzyczał. Dramat. A ponoć to kobieta zmienną jest. Potem znów chciał na zjeżdżalnię, no, ale bez motylków to naprawdę się baliśmy już z nim zjeżdżać.
Następnym razem na pewno zakupimy potrzebne sprzęty, o ile w ogóle bedzie następny raz, bo to co Młody odwalił przy wyjściu to jakaś masakra. Płacz, histeria, ryk, że on nie chce iśc. W tej szatni to tylko jego było słychać. My go ubraliśmy, a ten w ciuchach z powrotem na basen chciał biec. No umordowaliśmy się strasznie. Jak wsiedliśmy do samochodu, to z mężem się zastanawialiśmy kto bardziej wymęczył się tym wypadem.
Nie wiem dlaczego on się tak zachowuje, nie wiem dlaczego mówienie, tłumaczenie w niektórych przypadkach nie działa. Jak się uprze to koniec :/

Dziś od rana pyta kiedy na basen pojedziemy. Haha, trochę go ponosi :) Następnym razem musimy wziąć Michałka, aby już zaprzyjaźniał się z wodą. Mati chodził na basen odkąd skończył rok. Potem miał dłuższą przerwę i troszkę wczoraj tej wody się bał. Muszę go oswoić, bo od września będziemy chodzić do szkoły pływania.

Ogólnie to miałam takie plany narobić wczoraj full zdjęć.. Yhy...nie mam żadnego! Masakra :)

W nadchodzącym tygodniu też szykują się atrakcję... Najważniejszą jest zakończenie żłobka i pierwszy poważny występ Matiego :) Kamera już jest gotowa do akcji :) na zakończenie dostaniemy również płytę ze zdjęciami z całych dwóch lat żłobka. Ojjj będzie co oglądać. Na pewno się z Wami podzielę niektórymi fotkami, szczególnie tymi z balu przebierańców, bo muszę Wam pokazać tego mojego bałwanka :):)

A tymczasem przedstawiam naszego 4 miesięcznego szkraba:







PS: Ostatnio pisałam o Maksiu, synku koleżanki. Otóż w ciągu 2 dni udało się uzbierać potrzebną sumę. Niestety na razie leczenie nie może się rozpocząć, bo wyniki małego znów się pogorszyły. Właśnie rozpoczął chemię i jeśli ona choć trochę poprawi stan jego zdrowia od razu wyjeżdżają do Berlina.
Trzymamy mocno kciuki za Maksia! Oby wygrał tę walkę jak najszybciej!!!

czwartek, 19 czerwca 2014

Histora Maksia

Dziś chciałabym napisać kilka słów o synku mojej koleżanki ze studiów...

Maksiu ma obecnie 9 miesięcy, przyszedł na świat 18.09.2013 roku w Toruniu.
Rozwijał się bardzo dobrze, tylko dużo spał i mało jadł....gdy miał skończone 2 miesiące padła ostateczna diagnoza - białaczka!
Szpik Maksa produkuje patologicznie zmienione komórki, które nie pozwalają rozwijać się zdrowym krwinkom. Maks choruje na ostrą białaczkę limfoblastyczną. Jest w tzw. trzeciej grupie chorych, ma najagresywniejszą terapię i wskazanie do przeszczepu szpiku.
W lutym tego roku znalazł się dawca dla Maksa, niestety kilka dni przed otrzymaniem tej wspaniałej wiadomości Maksia stan bardzo się pogorszył, co dyskwalifikowało przeszczep.
Na dzień dzisiejszy sprawa wygląda tak, że lekarze w Polsce rozkładają ręce...jedynym ratunkiem dla malutkiego jest leczenie w Berlinie za JEDYNE 150 tysięcy euro. Pieniądze potrzebne na wczoraj, bo leczenie trzeba zacząć jak najszybciej.
Na fb jest stworzona strona dla Maksa, oto ona: Maksio
Rodzice chłopca organizują różnego rodzaju licytację i zbiórkę pieniędzy.

Czytelników mojego bloga chciałabym jedynie prosić o zajrzenie na stronę Maksia i udostępnienie jej swoim znajomym. Im więcej osób dowie się o jego historii, tym większa szansa, że uda się uzbierać potrzebne pieniądze.

Na koniec Maksio we własnej osobie:

(fot. Facebook)

Prawda, że uroczy? :)


piątek, 13 czerwca 2014

10-ty dzień wyzwań

10 dni temu podjęłam się dwóch wyzwań i dzisiaj chciałabym przedstawić mój postęp :)

Sprawa ma się następująco:






Wyzwanie z Mel B, bez żadnych kłopotów...codzienny trening jest dla mnie przyjemnością. Nawet w dni przerwy musiałam poćwiczyć, bo przez cały dzień czułam, że czegoś mi brakuje. Także w tym wyzwaniu idę jak burza.

Gorzej z tym drugim...
Przy 4 dniu są znaki zapytania. Dlaczego? Dlatego, że mati poczęstował mnie herbatnikami i zjadłam chyba ze 3 :P No i teraz mam dylemat, bo dla mnie słodycze to wszystko, co zawiera czekoladę plus chipsy. Reszta słodyczami nie jest :) hehe stąd te znaki zapytania, bo nie wiem, czy zaliczyć te herbatniki jako wpadkę :)
Szóstego dnia (niedziela), dałam się ponieść. Było to kilka dni przed okresem i miałam przeogromną ochotę na coś solonego! No i co? zjadłam kilka solonych chipsów, bo kanapka z posolonym pomidorem mnie nie zaspokoiła.
No i 10 dzień...ehh napisałam sobie +1000, bo wczoraj to była masakra. Cóż...tak właśnie mam w pierwszy dzień miesiączki. Nie dość, że z bólu ledwo chodzę, to ochota na słodkie jest po prostu nie do opanowania. Poniosło mnie wczoraj. Były cukierki, chipsy, pizza...boże...było wszystko co złe!!!!
O dziwo znalazłam siłę na trening, bo inaczej miałabym jeszcze większe wyrzuty sumienia.

Czy widzę jakieś zmiany??? Hmm po 10 dniach raczej spektakularnych zmian nie będzie, ale na pewno mam jędrniejszą skórę na udach i pupie. Waga utrzymuje się na tym samym poziomie, brzuch tez wygląda tak samo...generalnie bez szału, ale cisnę dalej :)

wtorek, 10 czerwca 2014

tak ogólnie, czyli o wszystkim i o niczym

Dziś tak ogólnie, co mi sie przypomni, to napiszę :)

Okres wakacyjny to dobry czas na rozpoczęcie rehabilitacji poprzez uczęszczanie na place zabaw.

To co Mati wyprawia na tych wszystkich przyrządach, to głowa mała. Radzi sobie świetnie! Wspina się, rączką sięga bardzo wysoko, kręci się na karuzeli, turla...rączka pracuje ze zdwojoną siłą i częstotliwością.
Dziś po żłobku poszliśmy na plac zabaw do przedszkola pod domem. Było tam sporo dzieci, w większości 4 latków, ale też starsze. Kurcze, obserwowałam go i naprawdę byłam z niego taka dumna. Naprawdę nie było widać po rączce, że coś się dzieje nie tak. Baaa, nawet jakby było widać, to najważniejsze dla mnie było to, że sobie radził, że nie potrzebował mojej pomocy. O to mi przecież chodziło, aby był samodzielny. Przy tym oczywiście rozgadany bardzo. Obecnie zaczął się etap dyskusji, a najważniejszym pytaniem jest "a kto to kupił??" :) Dziś rano wyciągnęłam mu starą czapkę z daszkiem. Nosił ją w zeszłym roku.
- Oooo mamusi, a kto to kupił?
- Babcia Mirka.
- Babcia Mirka kupiła taką fajną czpe?? ale supel

i tak w kółko :)

Wracając do rehabilitacji...tak jak wspominałam parę postów wcześniej dostaliśmy dofinansowanie na rehabilitację z Fundacji Splotu Ramiennego. Już zapisałam Matiego od września na zajęcia pływania, a w przyszłym tygodniu będę dzwoniła do rehabilitanta, aby od lipca zacząć zajęcia.
Mati dość długo nie ćwiczył, obecnie większość ćwiczeń wykonuje w domu, w formie zabawy. Na czasie jest zabawa w naśladowanie. Młody kopiuje to co robimy, a my staramy się robić takie wygibasy, aby jak najbardziej aktywować porażoną rączkę.
Boję się, co to będzie jak pójdzie na salę rehabilitacji i będzie musiał ćwiczyć. Ostatni raz był tam w październiku! Ja już mu tłumaczę, że pójdzie do pana na kolorową salę i będzie mógł tam poćwiczyć na czym chce, to on wtedy bardzo radośnie pyta, kiedy tam pojedziemy? Także może nie będzie tak źle, ale ja oczywiście muszę się swoje nadenerwować :)

A co u Miśka?
W zeszłym tygodniu byliśmy na szczepieniu. W ogóle jakie jaja. Powinniśmy mieć szczepienie 27 maja, a matka zapomniała! Ale cały tydzień chodziłam i sama do siebie gadałam, ze coś miałam zrobić w tym tygodniu....no i w końcu mi się przypomniało :)  Szybko zadzwoniłam i umówiłam się na najbliższy termin.
Michu waży 6800g i mierzy 66 cm. Jest zdrowy, silny, tylko ciągle ma anemię i niedokrwistość. Wyniki i wizytę kontrolną w szpitalu mamy 3 lipca, wiec wtedy zrobię mu dokładne wyniki. Generalnie wszystko jest super i to mnie najbardziej cieszy :)
Nie wiem, czy pisałam, ale ostatnio koleżanka zapytała mnie, czy Mati też był takim śmieszkiem, jak Michał. Wiecie, że nie potrafiłam jej odpowiedzieć? Ja po prostu nie pamiętam!! Cóż się dziwić, musiałam skupiać się na czymś innym, ale mam nadzieję, że teraz to z Matim nadrobimy, bo normalnie każdy dzień z nim to totalna polewka. Zapisuję sobie jego teksty i przejęzyczenia, aby za kilka lat mu pokazać i razem z nim się z tego pośmiać :)

26 czerwca mamy zakończenie żłobka. Będą występy, śpiewanie, dyplomy, a potem zabawa na świeżym powietrzu. Już nie mogę się doczekać :) Młody ma ostatnio fazę na piosenki ze żłobka. Największy hitem jest oczywiście "Ogórek"

"Ogólek, ogólek, zielony ma galnitulek
i capkę i sandaŁYK :)
zielony zielony jest cały"


 




wtorek, 3 czerwca 2014

Matka się motywuje

Dość lenistwa!
Od dwóch tygodni nic nie robię, tylko siedzę, marudzę, narzekam i wpieprzam wszystko co się da, a szczególnie słodycze, bez których autentycznie nie mogę funkcjonować.
Ostatnio podjęłam wyzwanie niejedzenia słodyczy i wytrwałam 3 dni (dramatyczny wynik :P).

Dziś się zmotywowałam i postanowiłam podjąć się dwóch wyzwań. Od godziny moja lodówka wygląda tak:



Podjęłam się 30 dniowego wyzwania z Mel B, jak widać pierwszy trening już za mną :) Lubię z nią ćwiczyć, robię to od dawna więc myślę, że większego problemu nie będzie. Zawsze miałam problem z systematycznością dlatego wyzwanie zawisło na lodówce, aby mi przypominać o treningu.

Kolejne wyzwanie to 40 dni bez słodyczy. Tabelkę wyczaiłam na mamablogujepl.blogspot.com
Zasada jest bardzo prosta. Po każdym dniu bez słodyczy stawiamy w rubryce X, natomiast jeśli poddamy się pokusie w tabelce wpisujemy +1. Na koniec wyzwania zliczamy wszystkie "jedynki" i w zależności ile ich będzie, tyle dodatkowych dni bez słodyczy nas czeka. Oczywiście ja sobie życzę, aby w mojej tabelce były same "ixy" :)
No i ostatnia kartka...już taka bardziej osobista :P
Moim problemem jest to, że bardzo mało piję wody. Ogólnie mało piję, a wody to już w szczególności, dlatego przyczepiłam sobie przypominajkę i mam nadzieję, że każda wizyta w kuchni skończy się szklanką wody :)

TRZYMAJCIE KCIUKI!!!!!!!!! :)

No i jeśli ktoś chciałby dołączyć do mnie, to zapraszam :) w kupie siła :)

niedziela, 1 czerwca 2014

Dzień dziecka

Wczoraj postanowiłam zrobić chłopakom dzień dziecka.
Wyszliśmy z domu już o 9.

Najpierw pojechaliśmy do moich rodziców. Tam czekał na Młodego prezent w postaci wielkiej lawety z wieloma resorakami w środku. Reakcja Mateusza była po prostu bezcenna. Zapowietrzył się i tylko krzyczał "dziekujeeee, dziekuuuuuje". Chyba nie muszę mówić, że dziecka nie było przez kolejną godzinę? Zamknął się w pokoju i nie potrzebował nikogo. Ledwo co wyciągnęliśmy go do Tesco!

Po zakupach dziadkowie zabrali Mateusza do amfiteatru. Odbywały się tam występy przedszkolaków, między innymi mojej bratanicy, więc oni pojechali oglądać małe szkraby, a ja z Michałem wróciłam do domu rodziców.
Mati w amfiteatrze ponoć pierwszy bił brawo swojej kuzynce. Poza tym wiadomo jak to podczas takich występów jest....dzieciaki poprzebierane, stoisko z watą cukrową, balony z helem...dla takiego Matiego to eldorado :) biorąc pod uwagę, że on lgnie do starszych dzieci, a Dominikę (córkę mojego brata) wręcz uwielbia. Zawsze jak się z nią spotka, to potem pół dnia gada, że on chce do "Domemiki" :)

Po powrocie wspólnie zjedliśmy obiad, zapakowałam chłopaków i pojechaliśmy w odwiedziny do mojej chrześnicy Kasi. Powiem Wam, że jak miałam jej kupić prezent na dzień dziecka to po prostu główkowałam pół dnia. Nie wiem, mi się wydaje, że chłopakowi łatwiej coś kupić, jakiś resorak, pistolet i jest po sprawie, a dla dziewczynki to jakaś masakra. Moja nieporadność w tym temacie jest pewnie spowodowana tym, że nie mam córki, nie mam za dużo styczności z dziewczynkami i po prostu nie wiem co taką małą półtoraroczną dziewczynkę ucieszy. Ostatecznie kupiłam lalkę z serii Truskawkowe Ciastko :P Prezent okazał się strzałem w dziesiątkę i teraz już wiem, że mogę kupować kolejne, aby uzbierała się cała seria :)
Oczywiście na Matiego też czekał tam prezent, bo mama Kasi to jego chrzestna. Mati nie był zainteresowany podarunkiem, bo bardziej interesowały go te wszystkie różowo-fioletowe zabawki młodej :) Wizyta bardzo się udała. Mati był grzeczny!!!!!!!! Nie wiem, tak jakby wiedział, że ma do czynienia z młodszym dzieckiem i tak jakby się Kasią opiekował. Naprawdę byłam w szoku, ale jednocześnie duma mnie rozpierała, że ten mój czort umie czasami się zachować.

Od Kasi wyszliśmy o 18. Ja już padałam na ryj i marzyłam tylko o powrocie do domu. Niestety przeliczyłam się. Jak tylko wsiedliśmy do auta, Mati powiedział "Mamo, na plac zabaw, plosieee". No i co? Miałam nie pojechać??? Od razu wymyśliłam plan strategiczny....nie chciałam iść z dwójką sama na ten plac więc zadzwoniłam do wujka Michała i pojechaliśmy na plac obok jego bloku. Wujek zszedł i pomógł mi ogarnąć wszystko.
Po 19 wróciliśmy do domu.

Pewnie się zastanawiacie dlaczego nic nie piszę o Michale?? No, bo nie ma co pisać. Dziecko tylko jadło, spało, śmiało się...niby był, a jakby go w ogóle nie było!!! Jakby to powiedział Mati: "Kofany Mifałek" :)

Dzień naprawdę zaliczam do udanych. Szkoda tylko, że w tym wszystkim zabrakło TATY. Mi byłoby lżej, a i dla Matiego każda minuta z tatą to radość wielka. Trudno. Dziś dla odmiany też jestem cały dzień sama z dziećmi. Nie mam już siły na takie wypady, ale pogoda zapowiada się przyjemna więc szkoda siedzieć w domu.

A Wy co planujecie na dzisiaj? Jakie macie atrakcje dla swoich pociech?? 






A po tak intensywnym dniu, Mati przybił komara jak prawdziwy facet :) Jeszcze mu tylko piwa brakowało :)



PS: Zapomniałam napisać, że ja też dostałam prezent od swoich rodziców :) Ucieszyłam się strasznie, ale trzymałam fason, no bo nie wypada, aby prawie 30 letnia baba skakała pod sufit z radości :P

środa, 28 maja 2014

Intensywny maj

Jesteśmy, żyjemy, mamy się dobrze :)

Odkąd zrobiło się ładnie na dworze, prawie całe dni jestem poza domem, a wieczorem zasypiam przed 21 leżąc przed TV. Nawet nie miałam czasu, pisać na blogu, a także śledzić blogowego świata.
Maj uważam za bardzo intensywny miesiąc. Dużo się działo :) No, ale zacznę od początku.

7 maj - rocznica ślubu. Trzecia. Bez romantyzmów i innych ceregieli. Wieczorem jakiś kebab z dowozem do domu, piwko i tyle. Nie powiem, liczyłam na jakiegoś kwiatka, czy coś, no, ale może następnym razem.

Potem zrobiło się chorobowo. Najpierw ja wyhodowałam zapalenie gardła i byłam na antybiotykach 7 dni. Potem Mati dostał jakiegoś kaszlu, zaczęły ropieć mu oczy. W jego przypadku to na bank alergia, ale jeszcze nie wiemy na co, bo do alergologa jakoś mi nie po drodze :P
Chwilę później ja się zatrułam...cały jeden majowy weekend miałam wycięty z życiorysu. Na początku bałam się, że to grypa żołądkowa, ale ewidentnie coś mi zaszkodziło, bo chłopaki żadnych ekscesów żołądkowych nie mieli. Jedyny plus tego całego zatrucia, to dwa kilogramy na minusie :P hehe

Dacie wiarę, że prawie cały maj załatwiam becikowe?? To się w głowie nie mieści ile tam trzeba zanieść dokumentów, ile się trzeba nałazić, aby dostać te 1000zł. Już rzygam MOPSem. Dziś doniosłam ostatnie dokumenty i teraz będę czekać na decyzję. Jak się okaże, że becik nam nie przysługuje, bo zarabiamy o 50 groszy za dużo, pójdę tam i autentycznie powystrzelam wszystkie te baby!!

Kolejną rzeczą, która spotkała nas w maju jest dofinansowanie na rehabilitację Matiego.
Otóż fundacja do której należy Mati, otrzymała jakieś dofinansowanie w wysokości 20 tysięcy złoty dla swoich podopiecznych. Wśród wszystkich zgłoszeń wybierano 20 osób i każdy otrzymał po 1000 zł.
W podaniu trzeba było napisać na co chcielibyśmy przeznaczyć pieniądze. Pomyślałam, że spróbuję i wysłałam podanie, ale szczerze przyznam nie liczyłam, że się uda. A jednak! W połowie maja dostałam maila z pozytywną wiadomością. Niby to tylko 1000 zł, ale i tak się cieszę. Od września zapiszę Matiego do szkoły pływania, a resztę wydamy na prywatne ćwiczenia, na które będzie można chodzić po południu, a nie tak jak na NFZ tylko z rana. Oczywiście, żeby nie było...my tych pieniędzy nie mamy fizycznie. One są na subkoncie fundacji i najpierw sami za wszystko płacimy, zbieramy faktury na fundację i na koniec dostajemy zwrot pieniędzy.
Spotkałam się już z tekstami (szczególnie przy zbieraniu 1%), że nachapiemy się kasy z podatku i będzie na remont chaty, dlatego wolałam tę kwestię od razu napisać i wyjaśnić. Niektórzy ludzie naprawdę nie mają zielonego pojęcia jak to wszystko działa i gadają głupoty. Ja nawet nie wchodzę w żadne dyskusję, bo szkoda nerwów. Mam tylko nadzieję, że jak Mati będzie starszy nigdy od nikogo takich głupot nie usłyszy.

Michał skończył 3 miesiące. Jest słodkim pultaskiem naszym :) Ciągle się śmieje.
Każdego dnia, gdy nachylam się nad nim rano i mówię "dzień doooobryyy" wita mnie szczerym uśmiechem, a ja wtedy zaczynam się zastanawiać, jak my dawaliśmy radę bez niego??
Jeszcze niedawno bałam się jak to będzie, gdy się urodzi, czy sobie poradzę, a teraz nie wyobrażam sobie życia bez niego.




Mateusz jest nadal świetnym starszym bratem. Jak wstanie to pierwsze o co pyta, to: "Gdzie Mifałek?". Nie ważne siku, śniadanie...najpierw trzeba popieścić się z bratem...i tylko słychać z pokoju..."Mifałek słodki, malutki...kofanyyyyyy" :)



20 maja były wyniki rekrutacji do żłobka. Michał został przyjęty. Także nie pozostaje mi nic innego jak powoli zacząć szukać pracy :)

Aaa i najważniejsze...matka 10 maja miała wychodne. Szłam do koleżanki na 30stkę. Było naprawdę super. Mąż poradził sobie z dziećmi wzorowo. Obaj spali już po 20...Mati przybił gwoździa przy kolacji :P a Michał po ululaniu przez tatusia spał od 20 do 6.30 :):)




 W poniedziałek był Dzień Mamy. W zeszłym roku dostałam od Matiego laurkę, w tym pięknego kwiatka.
- Mati, sam zrobiłeś tego kwiatka?
- Nieee mamusiu, ciocia zrobiła!...ale ja Cię kofam, a ciocia Cie nie kofa!

Może i jest małym czortem, ale jakim kochanym i szczerym :)





niedziela, 4 maja 2014

Niedzielny poranek

- Mati, jesteś głodny, zjemy śniadanko? Co chcesz? Paróweczkę, kakao, soczek?
- Nie, dziekuje mamusiu... chce piwo.


...

To będzie spoko niedziela :)


sobota, 26 kwietnia 2014

Po długiej nieobecności...

...witamy się :)
Dużo się u nas działo przez ten czas.
Zacznę może od rozprawy, która odbyła się 17 kwietnia.
To był dobry dzień. Nawet dobrze zniosłam zeznania lekarza, który podczas porodu kładł mi się z całej siły na brzuch....choć przez chwilę uroniłam parę łez - po prostu nie wytrzymałam. Jak patrzyłam na tego typa, który bezczelnie mówił, że nic takiego nie miało miejsca...ehhh.
No, ale ostatecznie rozprawa na naszą korzyść. Można powiedzieć, że teraz nasze jest na wierzchu. Przedstawiliśmy nowe dowody, które ewidentnie pokazują, że szpital kłamie i próbuje się wybielić :)
Teraz czas na opinie biegłych. Sąd ma wyznaczyć biegłego ginekologa-położnika i dać mu określony czas na zbadanie całej sprawy. Po tym czasie odbędzie się kolejna rozprawa, zawiadomienie o terminie dostanę pocztą. Także pozostaje nam czekać :)

Dokładnie tydzień temu - 19 kwietnia, nasz kochany Michałek skończył dwa miesiące!!!
Pisałam już Wam, że jest to cudowne dziecko??? Nie? no to pisze teraz! Jest po prostu cudny. Uwielbiam to jego gaworzenie z rana jak się obudzi, a gdy się nad nim nachylam wita mnie szczerym uśmiechem :)
Ma już swój rytm dnia i nocy. Ten drugi cieszy mnie najbardziej, bo jak zasypia o 20, budzi się dopiero o 4 :) no, ale od tego momentu zaczynają się standardowe problemy z kupką więc do 8 się męczymy, a potem znów zasypia.
Jeśli chodzi o stan zdrowotny, to niestety ma anemię :/ i co gorsze, ma wysoki poziom płytek krwi. Ich górna granica to 400, a on ma ponad 800 :/ Ja się martwię, ale lekarka mnie uspokaja. W poniedziałek kolejne badanie krwi i lekarka zadecyduje ile żelaza mu podawać.

A co u Matiego??? No Mati od wczoraj jest przyszłym przedszkolakiem :)
Dostaliśmy się do tego przedszkola pod domem! radość mnie rozpiera, cieszę się jak małe dziecko.
Kolejnym newsem jest to, że.......POŻEGNALIŚMY PIELUCHY!!!!
Dokładnie od 3 tygodni chodzimy w majteczkach. Zaczęło się w weekend 11 kwietnia. Powiedziałam mu, że z nieba patrzy na niego wróżka pieluszka (nie wiem skąd mi to przyszło do głowy, ale jak się okazało - podziałało) i gdy Mateusz pożegna się z pieluszkami to wróżka zostawi mu prezent pod poduszką. No i słuchajcie z godziny na godzinę mój syn zaczął wołać na nocnik. Po weekendzie puściłam go do żłobka w normalnych majtkach. Zapakowałam mężowi całą siatkę ubrań na przebranie i niech się dzieje wola nieba :P
Okazało się, że w żłobku Mati wstydził się wołać, wstrzymywał aż do drzemki, wtedy mu panie zakładały pieluchę i walił w nią ile wlezie :P po drzemce też wstrzymywał, a jak tylko weszliśmy do domu to od razu wołał na nocnik. Cóż, najważniejsze, że nie popuścił, że się nie posikał, to znaczy, że kontroluje potrzeby. Z każdym kolejnym dniem było coraz lepiej, wołał, a jak nie wołał to Panie go wysadzały i robił, także pełen sukces!!!! :) :) Zdarzają mu się czasami malutkie wpadki, ale tylko wtedy jak jest mega podjarany zabawą i można je policzyć na palcach jednej ręki.

Pozostanę jeszcze w temacie nowości, bo Mateusz ostatnio zaskakuje wszystkich. Na uczucia go wzięło. Kilka dni temu, podszedł do mnie, przytulił się mocno i powiedział do mnie "Kofam cię mamo". Serce mocniej mi zabiło, łzy w oczach stanęły. Nic w życiu tak mnie nie chwyciło za serducho.
Wczoraj to samo zrobił w stosunku do Michała. Pocałował go w czoło i powiedział "Kofam cię Mifałku", a po chwili spojrzał na mnie..."Kofam Mifałka mamusiu".... :)

Z negatywnych wieści to tylko tyle, chorobowo u nas od kilku dni...Mati ma zapalenie ucha i mnie coś łamie. Próbowałam domowymi sposobami się wyleczyć, ale nic to nie daję. Dziś chyba pójdę do lekarza, bo ileż można się męczyć.