poniedziałek, 23 maja 2016

Erbowe wieści

Tak, wiem...miałam pisać, miałam się odzywać...
Nie mam kiedy. Doba jest za krótka, po prostu.

Dobre wieści są takie, że u nas wszystko jest SUPER :)
Czas leci nieubłaganie. Ja się nie starzeję, a dzieci kurcze rosną jak na drożdżach :D:D

Michał ma 2 lata i 3 miesiące. Gada jak najęty. Dogadać się z nim można bez problemu. Jest duży jak na swój wiek, bo ma 98 cm...przy 105 cm Matiego wyglądają jakby była między nimi różnica roku, a nie 2 i pół :)

Mati ma 4 lata i 8 miesięcy. Dalej jego ulubionym zajęciem jest układanie puzzli, a ulubioną zabawką Zygzak McQueen :)
Do hobby dorzuciliśmy jeszcze jazdę na rowerze i grę w chińczyka.

Dzisiejszy wpis będzie poświęcony Mateuszowi i jego rączce. Dawno nic nie pisałam o porażeniu i o tym jak nam się z nim żyje :)

Zaczynając od początku....ostatni raz na rehabilitacji byliśmy w listopadzie 2014 roku. Półtora roku nie chodzimy do specjalistów tylko rehabilitujemy się w domu w formie zabawy, chodzimy na basen, a największą rehabilitację, Mati przechodzi na placu zabaw.
Dlaczego nie chodzimy na rehabilitację??? Z braku czasu i chyba siły. Nie mam siły znów "walczyć" z młodym. Pewnie na dwóch pierwszych zajęciach byłoby ok, a potem zaczęłyby się wymówki i fochy.
Również nie chodzimy na galwanizację, ani elektrostymulację. Ostatnie tego typu zabiegi mieliśmy chyba z 2 lata temu, jak nie później. Cały czas planuję go zapisać, ale jak widać, z marnym skutkiem. Z drugiej strony, czy jest sens pakowania w niego prądów? Uważam, że w tym wieku, gdzie ruchy zaczynają być coraz bardziej świadome i dziecko ma świadomość ruchowo - mięśniową największy nacisk powinno się kłaść na ćwiczenia czynne.

Obecnie jego plecy wyglądają tak:

Nie ma zbyt widocznej różnicy między łopatkami. W stanie "spoczynku" łopatka prawie nie odstaje. Widoczny garb nie jest przypadkowy...niestety porykami się z garbem piersiowym.

Przód:



Niestety nie udało mi się go namówić, aby całkowicie wyprostował ręce, dlatego muszę dopisać, bo tego nie widać...nie ma różnicy w długości kończyn.
Przy podnoszeniu rąk do góry łopatka nieznacznie uwidacznia się pod pachą, ale znów jest to znikoma różnica.

Supinacja:


Jak widać na załączonym obrazku, coś tam się udaje. Do perfekcji sporo brakuje, ale pracujemy nad tym intensywnie.
Z tego ujęcia widać dokładnie jak przy ruchu supinacji zaczyna wystawać łopatka (dla mnie to w ogóle nie jest problem), noo i ręka w takim ułożeniu dość znacznie traci na grubości. Niestety mięśnie przedramienia są bardzo osłabione i ręka przed samym łokciem jest chudsza. Na pierwszy rzut oka, podczas normalnego funkcjonowania tego nie widać, ale właśnie przy powyższym ruchu różnica jest widoczna.

"Łokieć kelnera":






Jak widać udało się opanować lecący w górę łokieć. Jakiś rok temu, kiedy Mati stał się świadomy ruchowo, zaczęliśmy zabawę w powtarzanie ruchów. Któregoś pięknego dnia powtórzył po mnie pozycję ze zdjęcia. Oczywiście na początku łokcie nie stykały się do końca, jednak z czasem doszliśmy jak dla mnie do "ideału" :)

Ręka podczas biegania się rusza. Może nie tak intensywnie jak zdrowa, ale ważne, że się rusza. Na pewno zwiększyło to komfort biegania i Mati już się nie wywraca.
Jemy ręką porażoną, natomiast rysujemy ręką zdrową...nie wiem, czy to wina porażenia, czy po prostu tego, że Mati jest leworęczny, a ma po kim :)

To tyle z erbowych wieści.
A jak się mają Wasze dzieciaczki???

poniedziałek, 22 lutego 2016

chcecie wiedzieć co u nas???

No nie wiem kiedy to minęło, ale jest luty!
Naprawdę, nie porzuciłam bloga i Was z lenistwa tylko z ogólnego braku czasu i zmęczenia.
Kiedy już chwytałam się laptopa, aby napisać post...to albo budził się Michał, albo internet przestawał działać, albo zadzwonił domofon...no zawsze coś.
Ok, ok...wiem! winny się tłumaczy :P

Okres jesieni przeleciał spokojnie, ponuro i szybko. Całe szczęście obyło się bez chorób.
Niestety nadrobiliśmy zimą :P ale o tym za chwilkę :)

Z początkiem nowego roku postanowiłam wziąć się za siebie i przeszłam na dietę. Wykupiłam dietę na dwa miesiące w serwisie internetowym.
Od razu mówię, że nie chciałam bardzo schudnąć, zależało mi na nauczeniu się zdrowo jeść. Moje nawyki żywieniowe były straszne. Czułam się pełna, miałam wzdęcia, chodziłam ciągle zmęczona.
Po prawie dwóch miesiącach jestem zszokowana efektami. Zrzuciłam jak na razie 5 kg, straciłam chyba z 12 cm w obwodach, a co najważniejsze - JEM ZDROWO.
Przed rozpoczęciem diety wykonałam badania krwi. Hemoglobina wynosiła 12, więc w dole normy, inne parametry też były na granicy lub całkowicie poza nią.
Badania powtórzyłam pod koniec zeszłego tygodnia. Hemoglobina 15(!) i wszystkie parametry w normie!!! Teraz wiem, że warto było. Nie dla wagi, nie dla wyglądu, ale dla zdrowia :)
Oczywiście nie będę kłamać, że moment w którym zmieściłam się w spodnie sprzed ciąży z Matim był bardzo przyjemny :) ale zaczynając moją przygodę z dietą nie o to mi chodziło.

No, a teraz czas wrócić do chorób.
Pod koniec stycznia zachorował Michał...bity tydzień byłam z nim na L4. Zaraz po nim rozchorowałam się ja...kolejny tydzień. Z pracy na szczęście mnie nie wyrzucili, ale już muszę być czujna :) Michała najbardziej męczyła gorączka, a mnie nie dość, że gorączka to okropny kaszel. Były momenty, że myślałam, że umieram. Serio! dawno mnie tak nie poskładało.
Mati na szczęście się trzyma. Ma lekki katar, ale ładnie smarka (w końcu!!) więc nic mu nie spływa do gardła.

W ubiegły weekend przeszliśmy jelitówkę. Najpierw Michał - jeden raz zwymiotował. Potem Mati - trzy wymioty w nocy, a po nich rozchorowałam się ja....to była jednym słowem MASAKRA!
Skończyło się tak jak zawsze, czyli wizytą na oddziale ratunkowym :)

Nie chce już zimy! te ostatnie choróbska wykończyły mnie psychicznie. Jak to mówią - byle do wiosny!

PS: Też nie lubicie zimy, jak ja??






niedziela, 21 lutego 2016

Puk, puk...jest tu ktoś???

Zostałam wywołana do tablicy przez wiele osób.
Dostałam ochrzan, więc kajam się i przepraszam.
Wróciłam...
Wróciliśmy...
Jutro nowy wpis.

Tymczasem chciałabym Wam przedstawić arcydzieło Matiego pt: "Tata w pracy"






No i teraz zagadka...czym zajmuje się tatuś??? :)

wtorek, 15 września 2015

4!

4 lata temu, punktualnie o godzinie 9:00, przyszedł na świat.

Całe 3910 gramów i 59 cm długości szczęścia.


Wszystkiego najlepszego SYNKU!
Rośnij duży i silny.
Kocham Cię...
Bycie Twoją mamą, to największe szczęście, jakie mnie w życiu spotkało.







niedziela, 16 sierpnia 2015

Jestem kaskaderem!

Wiedziałam, że posiadanie syna/synów to będą blizny, siniaki, guzy, rozwalone łuki brwiowe itp itd.
Byłam na to psychicznie przygotowana...tzn. tak mi się wydawało, bo ostatnio naprawdę nie ogarniam tego, co robi moje młodsze dziecko.

Zdecydowanie Michał jest odważniejszy niż Mati.
Mati do wszystkiego podchodził i nadal podchodzi z rozwagą, bał się wysokości, w wielu sytuacjach widać było u niego lęk. Zostało mu tak do dziś. Michał natomiast jest kaskaderem. Zamyka oczy i leci. Obierze sobie cel i zrobi wszystko, aby go osiągnąć. Tym oto sposobem wchodzi na stół i zrzuca ze ściany ramki, wchodzi na szafki, potem z nich spada, bo tak jest szybciej...
Obecnie wygląda jakby wrócił z wojny. Nie dość, że na jego ciele widoczne są pozostałości po ospie, to jeszcze doszło kilka pięknych ran, zatarć i blizn po nieszczęśliwych wypadkach.

Najgorszą rzeczą która miała miejsca kilka dni temu, to upadek z krzesła prosto na klocek, który wbił mu się w czoło.....
.....nie pytajcie o szczegóły. Efektem wypadku jest i już chyba będzie piękna..........a z resztą sami zobaczcie:




Tak, tak ...piękna JEDYNKA na czole.

To jest dramat.

PS: Sorki za jakość zdjęcia, ale ciężko sfotografować biegnący w moją stronę obiekt :)

niedziela, 9 sierpnia 2015

Ciężko było

Witam się, po dość długiej przerwie.
Przez ostatnie dni dużo się u nas działo i wcale nie były to dobre rzeczy.

O ospie Michała już pisałam. Czekałam z niecierpliwością na ospę Matiego, ale się nie doczekałam.
Doczekałam się natomiast czegoś zupełnie innego.

Zaczęło się w piątek 24 lipca. Wieczorem Mati dostał wysokiej gorączki, podchodzącej pod 40 stopni. Przeraziłam się, bo on rzadko gorączkuje. Podałam nurofen i czekałam na wystąpienie krost, bo byłam święcie przekonana, że zbliża się ospa.
Następnego dnia rano Mati zerwał się z wysoką gorączką i zaczął piszczeć, że boli go ucho. Wił się z bólu, pokładał na podłogę. Oho! - pomyślałam - zapalenie ucha! Szybko pojechałam na pomoc doraźną. Tam przemiła Pani doktor powiedziała, że ucho jest tylko lekko zaczerwienione, nie widać zapalenia. Osłuchowo czysto, gardło czyste. Przepisała krople do ucha, gorączkę mamy zbijać i czekać. Czekałam więc do niedzieli, kiedy to dziecko znów w 40 stopniową gorączką odmówiło mi jedzenia, dalej krzyczał, że boli go ucho i lał się przez ręce. Znów doraźna. Diagnoza - angina. Na tylnej ścianie gardła ponoć lawina ropy! Przepisany antybiotyk.
Tak minął poniedziałek. Dziecko bez większych zmian...dalej lał się przez ręce, cały dzień spał i nie było z nim kontaktu. We wtorek, gdy wróciłam z pracy rodzice pokazali mi jego szyję. Zaczęła puchnąć! dodatkowo zaczęły mu puchnąć usta i robić się na nich ropne bąble. Nie wiedziałam co się dzieje...wezwałam lekarza do domu. Diagnoza - zapalenie jamy ustnej i węzłów chłonnych, najprawdopodobniej spowodowane za silnym antybiotykiem. Zmiana antybiotyku i mamy czekać na poprawę.
W środę niestety poprawy nie było. Szyja spuchła jeszcze bardziej. Wyglądał tak, jakby połknął piłkę do tenisa. Dalej miał gorączkę. To trwało za długo. Bez chwili zastanowienia pojechałam do szpitala.
Tam oczywiście próbowali mnie zbyć. Nie dałam się. Po jakiś 30 minutach zszedł pediatra. Diagnoza była od razu, bez większego badania - Mononukleoza zakaźna!
Wzięli nas na oddział, zlecili full badań, a ja czekałam kiedy mu się polepszy.

Niestety, tak jak się spodziewałam, Mateusz histeryzował w szpitalu, tak samo jak 2 lata temu, gdy miał wstrzykiwany botoks. Tylko, że teraz potrafi już mówić i prawie każda styczność z personelem szpitala kończyła się dramatycznie. Wyzywał pielęgniarki od starych bab, szpitalnych baboli, wyrywał się...nie potrafiliśmy nad nim zapanować. Jak tylko otwierały się drzwi, to on już łzy w oczach, bo bał się, że to znów jakieś badanie lub nie daj bóg wymiana kroplówki.
Następnego dnia lekarze podjęli próbę zrobienia mu zdjęcia rtg i usg.
Tak jak 2 lata temu, przy rtg musiało go trzymać pół personelu, a i tak udało się dopiero za drugim razem. Zdjęcie wykazało dodatkowo obustronne zapalenie płuc.
Usg nie udało się zrobić. Trzeba było poczekać do dnia następnego. Dali mu głupiego jasia.
Co z tego? pytam się, po co mu ten głupi jaś, jak wzięli go na usg zaraz po jego podaniu??? Minęło dosłownie  5 minut!!!Wyrywał się, krzyczał, płakał, a głupi jaś zaczął działać 30 min po badaniu! I znów wielkie pretensje ze strony szpitala, że jakoś na inne dzieci działa od razu. Nosz kurde, a na mojego syna nie i powinni to uszanować i poczekać!!
Nasłuchałam się od pielęgniarek, że powinnam iść z synem do specjalisty, bo jego zachowanie nie jest normalne...KU*RWA MAĆ. Przepraszam bardzo, ale jak może być normalne, jak dziecko od 21 dnia życia jeździ po szpitalach, rehabilitacjach, jest zmuszane do czegoś, czego nie chce?? Nie chcę go tłumaczyć, ale ja wiem, że to nie było jego widzimisię, tylko po prostu on tak reaguje na szpital.

Wiecie co napisali w wypisie???
"Brak jakiejkolwiek współpracy z chłopcem (...) negatywne nastawienie 4 latka do personelu szpitala".
Zostało też mi zarzucone, że nie potrafię wychować dziecka.
Uśmiałam się...dziwi mnie tylko jedno, że jakoś jak chodzi do przychodni, to daje się pięknie zbadać. Jak jeździmy na doraźną również. Nawet w szpitalu były dwie pielęgniarki, którym bez problemu dawał wymienić kroplówkę i jedna lekarka, której dał się bez krzyków zbadać.
Gdyby faktycznie miałby "nierówno pod sufitem" to histeryzowałby zawsze, a nie tylko przy wybranych osobach.
Było kilka pielęgniarek, którym i ja bym zafundowała strzał w łeb.
Jak można w nocy zmieniać dziecku kroplówkę w taki sposób, że wykręca mu się całą rękę????
Nie dziwię się, że on się wtedy wybudzał, wyrywał rękę i mówił do niej "idź stąd, jesteś brzydka, nie chce cię tu". Ja sama bym się wkurzyła.
Jakoś noc wcześniej, inna pielęgniarka zmieniała mu kroplówki bezszelestnie, że on nawet nie drgnął. Można? można!
Jest mi przykro, bo wyszliśmy na rodziców rozwydrzonego dziecka...tam każde dziecko płakało i krzyczało, ale że nas używał "epitetów", to już wyszedł na nienormalnego i niewychowanego dzieciaka.
Nie chce go bronić, bo wiem, że nie było to fajne, jak ich tak "wyzywał", ale z drugiej strony, co miałam zrobić? jak zostawaliśmy sami, tłumaczyłam mu, że źle robi, że panie chcą dla niego dobrze, że to ich praca. Niby rozumiał, mówił, że już nie będzie krzyczał, nawet kilka razy poszedł przeprosić jedną, czy dwie pielęgniarki...a potem znów to samo. Najgorzej było w nocy, jak byl rozbudzany. Próbowałam być stanowcza, mówić do niego stanowczo i głośno, ale to nie działało. To było tak jakby wpadał w trans.
Najbardziej mnie serce zabolało, jak powiedział do mnie, że "on woli umrzeć, niż być w szpitalu".
Rozumiecie? Taki tekst od 4 latka???

Reasumując. Mati przeszedł bezobjawowe, obustronne zapalenie płuc - stąd wysoka gorączka i mononukleozę zakaźną, która spowodowała powiększenie śledziony, zapalenie jamy ustnej i zapalenie węzłów chłonnych.
Po 6 dobach zostaliśmy wypisani do domu. Przez kolejne 5 dni mieliśmy brać antybiotyk. Jeśli chodzi o mononukleozę, to ona jeszcze długo go nie opuści. Ten wirus siedzi w człowieku nawet do pół roku. Przez ten czas musi być na diecie i nie może zbytnio szaleć. Musimy uważać, aby się nigdzie nie wywrócił, aby nie doszło do pęknięcia śledziony.
Za około 4-5 tyg mamy powtórzyć usg brzucha, aby sprawdzić jak mają się narządy wewnętrzne, oraz badania krwi, bo obie te choroby wycieńczyły jego organizm.

Myślę, że wyczerpaliśmy limit chorowania w tym roku....



środa, 22 lipca 2015

O kłótniach matki z synem.

Tak się złożyło, że z Matim dość często się kłócimy.

Nasze pierwsze kłótnie, gdy jeszcze nie mówił, dotyczyły rehabilitacji.
Czuł się do tego zmuszany, wyrywał się, a potem oczywiście wyżywał się na mnie...krzyczał, bił, gryzł. Jak nie zdążył wyżyć się na mnie, robił to na dzieciach ze żłobka, stąd miał miano dziecka agresywnego.
Dziś agresja mu minęła. Nie jest już "tym najgorszym". Potrafi rozmawiać o swoich emocjach. Ma chwile, że czymś rzuci. Prawie sto razy dziennie walnie focha, ale nie jest agresywny. To uważam za sukces, bo przez to co przeżył bałam się, że ta agresja gdzieś w nim zostanie.

Obecnie kłótnie nabrały inną postać.
Dyskutujemy, sprzeczamy się, no i Mati czasami zapyskuje...na czasie jest:
Jesteś głupia, jesteś brzydka, nie lubię cię, wyrzucę cię do śmieci.

Od kilku dni naszym podstawowym powodem do kłótni jest nos, a właściwie jego smarkanie. Dlaczego? a no, bo Mati smarkać nie chce, a ja już słuchać nie mogę jak pociąga tym nosem.
Alergolog uprzedzał, że przez okres pylenia ten katar będzie dokuczał, przepisał krople, ale żeby je podać najpierw trzeba wyczyścić nos.
No i co? a no musiałam wrócić do super urządzenia o nazwie Frida, na której widok, moje dziecko dostaje paniki.
Wczoraj rano, gdy wyciągnęłam mu gluty fridą odgrażał się, że ją, jak i mnie wyrzuci do śmieci.
Zawsze jego "groźby" brałam na żarty, ale dzisiaj jak zobaczyłam rozłożoną fridę i brakujące dwie części - zdębiałam.
Skubany zabrał mi dwie części i schował!!!! I to jeszcze zabrał te dwie częsci, bez których nie da się wyczyścić nosa! Cały ranek próbowałam od niego wyciągnąć, gdzie to schował, a ten tylko śmiał się pod nosem i pytał "coo mamo? brakuje czterech częsci od fridy??"

Grrrr, całą chatę przeszukałam i nie wiem gdzie on mógł to włożyć. Ostatecznie pójdę po nową, tylko jak tak dalej pójdzie, to wydam majątek :)

sobota, 18 lipca 2015

Wrócili!!!

Od środy znów jest w domu tłoczno, brudno (w sensie, że czysto, ale nie do końca :D), głośno...

Mati wrócił jakiś taki wyrośnięty, zmężniał.
Misiek natomiast wrócił rozpieszczony na maxaaaaaaaaa. Przez najbliższe dni będę musiała go szybko przestawić na dawne tory.
No cóż, takie uroki bycia u dziadków.

Ospa powoli nas opuszcza, ale przyznam szczerze, że nigdy nie widziałam małego dziecka z ospą i widok mnie przeraził.
Uważam, że Michał przechodzi ospę bardzo "ciężko". Krost ma full, najwięcej na stopach i głowie, jest bardzo marudny i często się do nas przytula. Tydzień za nami także chyba już górki, co??

Czekam jak na szpilkach, kiedy Matiego wysypie. On był szczepiony, więc mam nadzieję, że przejdzie tę chorobę o wiele łagodniej.
Od poniedziałku mam wolne, bo nie ma kto mi siedzieć z Misiem.
I najlepszy tekst szefowej "no, przez tydzień sobie odpoczniesz. Naładujesz baterię"... Buuuuhahaha, dawno się tak nie uśmiałam :)





niedziela, 12 lipca 2015

Bez tytułu :)

To był całkiem zwyczajny piątek.
Rano dzwoni budzik, pięć razy włączona drzemka, za chwilę szybki zryw, bo przecież zaspałam.
W pracy, jak to w pracy, dzień zleciał nie wiadomo kiedy. Dzwonię do męża i szok: "Kochanie ZROBIŁEM OBIAD!". Lecę więc do auta...dzida, rura, gaz, bo żołądek przykleja mi się do kręgosłupa.
Jestem już przed klatką, wbijam kod na domofonie, mijam drugie piętro (mieszkam na 4) i.......na mej drodze ukazała się Pani Jadzia! Sąsiadka spod 7. Wiedziałam już, że obiad wystygnie, ale wzięłam to na klatę.
- Kasia! jak ja cię dawno nie widziałam. Cisza u Was, spokój...z Czesiem już chcieliśmy na policję dzwonić, bo myśleliśmy, że wy dzieci zamordowaliście....
- No, chłopcy pojechali do...
- Taaaak sądziłam, że są u babci. To wy teraz odpoczywacie, co?
- Ja to się trochę uczę, bo obronę mam w niedziele.
- Aaaaaaaaaaa no tak! Bo ty doktorat robisz!?
- Studia podyplomowe, pani Jadziu.
- Nieważne! ważne, że będziesz mieć większe wykształcenie od męża (PADŁAM!! hahaha)
  A czy ty wiesz, że to małżeństwo policjantów z klatki obok się rozeszło??? No wyobrażasz sobie? Już są po rozwodzie, teraz walczą w sądzie o mieszkanie. Opiekę nad dziećmi to ona dostała, ale oni czasami śpią u tego ojca tutaj. A ja teraz mam pieska córki pod opieką, bo wyjechała na wakacje...i my z Czesiem też byliśmy na wakacjach...do rodziny pojechaliśmy, na południe Polski, pogoda dopisała.....A twój Tomek to niedługo 30stke ma, nie?? ojjj to będzie impreza, mam nadzieję, że się załapie na tort....
Ruszyłam pewnym krokiem to przodu, mając nadzieję, że i ona pójdzie, ale nieeeeee, jeszcze coś tam gadała, ja dalej szłam, bo za każdym razem gdy mrugałam, przed oczami miałam mój pyszny obiad zrobiony przez męża (z naciskiem na ZROBIONY przez męża).

Po jakiś grubych 5-7 minutach udało mi się uwolnić. Na stole czekało pyszne spaghetti...ehh taka to pożyje :)

Edit: Post zaczęłam pisać w piątek, ale kończę dziś, więc uroczyście mogę ogłosić, że obronę zdałam na ocenę bardzo dobrą! :)
Jeżeli jeszcze kiedyś przyjdzie mi przez myśl pójście na jakieś studia, to proszę strzelić mnie w łeb!

Z dodatkowych informacji:
Chłopcy wracają w środę.
Michał od piątku ma ospę!!!!! Także tego...zapowiada się spoko czas po ich powrocie.
Odliczamy dni do ospy Matiego :):)
Ale czułam, no po prostu czułam, że złapią ospę w lato :)

poniedziałek, 6 lipca 2015

Tydzień bez dzieci

Jutro mija tydzień, mieli wracać i co???
Mati nie chce wracać, Michałowi z racji wieku większość rzeczy lata i powiewa, a że jest z bratem, to obecność mamy nie za bardzo mu potrzebna i tym oto sposobem zostaję bez dzieci chyba do niedzieli......
W sumie, to nawet mi to pasi, bo w niedzielę mam obronę, także pouczę się bez stresu. No, ale kurde....półtora tygodnia bez dzieci????????????
Niby fajnie, niby odpoczywamy, ale czegoś brakuje.
W domu cicho, czysto, nie potkam się o zabawki, w nogi nie wbijają mi się klocki lego, nikt nie płacze, nie woła "MAMO", nikt się nie bije, nikt nie wyrzuca ubrań z szafy. Po prostu NIC SIĘ NIE DZIEJE!
Jedno wiem na pewno....że im tam dobrze. Rano karmią kurki, potem idą na spacer, po obiadku idą zbierać poziomki. Nie ma czasu na telewizję, na marudzenie, na spanie. Właśnie tak kojarzyły mi się wakacje u babci (których nigdy nie miałam, bo babcie mieszkały ze mną w mieście). Dlatego cieszę się, że oni takie wakacje mają, że co roku pojadą na chwilę do tego "innego" świata.

Mati dzwoni i mówi, że nas kocha, że Michał jest niegrzeczny i pyta kiedy go odwiedzimy.
Także mój odpoczynek się troszkę przedłuży i wiecie co? mimo, że chodzę do pracy mogę powiedzieć, że mam URLOP haha

A Wam jak mijają wakacje????