piątek, 26 października 2012

Moja nuta

Wczoraj czekając w aucie na zielone światło, "skakałam" po stacjach radiowych w poszukiwaniu jakiejkolwiek piosenki. Było ciężko, bo teraz w tym radiu to więcej reklam i gadania o dupie maryny niż porządnej, pobudzającej do jazdy muzy.
W końcu musiałam jechać więc byłam zmuszona zostawić Radio Eska. Generalnie, jak jestem w aucie krótko, to mogę posłuchać, ale jak wybieram się w dłuższą trasę to omijam tę stację. Puszczają w kółko te same piosenki...no rzygać się chce czasami!
Wczoraj jednak mnie zaskoczyli, puścili coś, co usłyszałam po raz pierwszy! Pewnie mam opóźniony zapłon i wszyscy ją znacie, ale dla mnie to nowość :)

 Remady Manu - L feat Amanda Wilson

 Dziś przy tak słonecznej pogodzie dodaje mi mega powera! Słucham jej w każdej wolnej chwili. Ogólnie mam taki zryty baniak, że jak coś mi się spodoba to puszczam to non stop, aż do znudzenia :)
 

Miłego weekendu :)

czwartek, 25 października 2012

No to idę :)

Stało się :)
Nasz leniuch zaczął chodzić.
Długo czekaliśmy na ten moment, ale jak już poszedł to konkretnie. Od razu zwiedził całe mieszkanie :)

Niestety jak tylko chciałam go nagrać to albo upadał, albo nie chciał iść. Jak zwykle na przekór matce :)


Jak widać na załączonym obrazku, porażoną rączką nie rusza za bardzo. Mam nadzieję, że jak już w pełni opanuje chodzenie, to zacznie nią ruszać i nie będzie unosił łokcia...

Strasznie jestem dumna i szczęśliwa. Mateusz sprawił mi piękny prezent...na urodziny, które zbliżają się wielkimi krokami :)

niedziela, 21 października 2012

Łoo jezu

Cóż to był za weekend!
W sobotę, jak się obudziłam i zobaczyłam pogodę za oknem, byłam święcie przekonana, że jednak zapadłam w ten zimowy sen i się normalnie, legalnie obudziłam w maju!
Pięknie było! Taką jesień to ja rozumiem!

Pogodę oczywiście trzeba było wykorzystać w 100% .
O 10 już wyszliśmy z domu i podążyliśmy na stadion, gdyż tatusiowa drużyna grała mecz.
Mati wiernie kibicował ojcu! prawie całą pierwszą połowę przespał, a w trakcie drugiej wyrywał chwasty na trybunach :) Jednak liczy się fakt, że był, że bił brawo po strzelonej bramce i co najważniejsze przyniósł szczęście, bo drużyna gospodarzy wygrała 5:1 :)

Po zwycięskim pojedynku wybraliśmy się z młodym na plac zabaw. Niby chcieliśmy zrobić przyjemność dziecku, ale sama już nie wiem kto się lepiej bawił :)

Dziś natomiast, jak na niedziele przystało wybraliśmy się na zajęcia do szkoły pływania.
Wstyd trochę było Matiego rozebrać, bo dzień po tym, jak został ugryziony w rączkę, wpadł w szpony kolejnego dziecka i został ugryziony w plecy! Także generalnie wygląda jak dziecko wojny. No, ale takie uroki żłobka. Rozmawiałam z dyrektorką, przepraszała mnie prawie na kolanach. Tłumaczyła, że mają kilkoro dzieci, które gryzą wszystkich i, że nic nie można z nimi zrobić.
Kurde! Mati też nas gryzł, ale tłumaczyliśmy mu, że nie wolno, że nas to boli i przestał to robić! Więc pewnie rodzice tych dzieciaków mają to w dupie i nie uczą ich, że to jest złe.
Zobaczę, jak będzie dalej. Jeżeli jeszcze raz Mati wróci pogryziony, będę musiała jakoś zareagować, bo tak być nie może.
Kurde, tak się zbulwersowałam, aż mi żyła na czole wyszła :)

Miłego wieczoru :) 








środa, 17 października 2012

"Po trupach, do celu"

...No nie zapadłam w zimowy sen!
Okazało się, że nie wyłączyłam budzika i zadzwonił następnego dnia rano! :( buuuu
Przy następnej próbie na pewno go wyłączę, ale pewnie wtedy zadzwoni budzik męża :)

Mam nowy sposób na Matiego, aby nie płakał na ćwiczeniach. Jako, że żyjemy w XXI wieku, na rehabilitację biorę ze sobą laptopa i puszczam mu teledyski z mini mini :) i jak na razie działa!
Siedzi spokojnie, ogląda, a Pani rehabilitantka bierze w obroty jego rączkę! Może to trochę głupio wygląda, ale jak trzeba, to dla dobra dziecka wezmę ze sobą nawet kino domowe (którego nie posiadam :))

W żłobku bez zmian natomiast. Uradowany tam chodzi, płacze, gdy go stamtąd zabieram - rewelacja jednym słowem.
Ostatnio Mati w swojej grupie sieje postrach. Ponoć jak ktoś mu zabierze zabawkę, którą się bawił, zrobi wszystko, aby ją odzyskać. Jak to powiedziała Pani opiekunka "po trupach do celu, ale odzyska co swoje". Super! Ma charakter wojownika :) Szkoda tylko, że przy tej całej "walce" to on jest poszkodowany, bo wczoraj jakiś chłopczyk go dość poważnie ugryzł w rączkę. Niby nie płakał (tak mówią opiekunki), ale jak patrzę na ślad pozostawiony przez uzębienie jakiegoś małego gryzonia, to nie dowierzam!
Dodatkowo martwi mnie to, że został ugryziony w porażoną rączkę.
Dziś rehabilitantka powiedziała, że faktycznie mógł nic nie czuć, bo może akurat w tym miejscu nie ma czucia. No i znów zasiała we mnie strach, przerażenie i obawy. Może faktycznie tak jest? Może coś z tymi nerwami jest nie tak i ...i ... i znów się martwię :/

czwartek, 11 października 2012

Zimowy sen

Chcę w niego zapaść...natychmiast!
I mam gdzieś to, że jest dopiero jesień. Dzisiaj chcę zasnąć i spać do wiosny! Ewentualnie mogę się przebudzić na Święta Bożego Narodzenia, aby zgarnąć spod choinki co moje (zapewne kolejne rajstopy, żel do kąpieli lub błyszczyk do ust), najeść się pierogów i dalej w kimono. Najlepiej byłoby, jakbym się obudziła w kwietniu, tak pod koniec, aby było już po Wielkanocy, której nienawidzę wręcz. Święto z dupy takie. Tzn...nie samo w sobie święto, ale ani to klimatu żadnego nie czuć, ani nic! no nie lubię i już!

Od miesiąca ciągle w domu jakieś choróbska, katary, kaszle, bóle głowy, a dodając do tego ząbkowanie dziecka stwierdzam, że jestem na wykończeniu! psychicznym, fizycznym...każdym!

Ot tyle dzisiaj ode mnie.
Jakbym przez najbliższe pół roku nie dodała postu, to wiecie dlaczego :)





sobota, 6 października 2012

Nocne granie

Syn dał nam dziś w nocy koncert.
Zaczęło się niewinnie.
Zasnął po 19 i po jakiejś godzince, zaczął się przebudzać z płaczem, ale za chwilę znów zasypiał. Pomyślałam, że może boli go brzuch, bo po powrocie z żłobka w ogóle się nie załatwił, gdzie u niego punkt 18 i kupsztal jak ta lala w pieluszce. Matka dała więc espumisan.
Zasnął i za chwile znowu akcja bez trzymanki. Drze się niemiłosiernie i wpycha poduszkę do buzi. Matka pomyślała - zęby! pewnie idą mu te nieszczęsne kły, a przy nich to ponoć jest hardcore! No więc dała matka nurofen. Naiwnie myślałam, że za 10 minut będzie spał jak aniołek. Niestety przeliczyłam się i to sromotnie. Jak już zaczęło się stanie w łóżeczku i lament, wiedziałam, że chodzi o coś innego. Wzięłam go na ręce i spokój. Usiadłam w fotelu, zaczęłam śpiewać (bez śmiechów proszę! ładnie śpiewam :D) - spokój. I tak siedziałam w tym fotelu z 40 minut, ten sobie coś gadał po swojemu, był zadowolony. No, ale matce zachciało się siku, więc musiała nastąpić zmiana warty. Przyszedł ojciec, bierze młodego na ręce - RYK! I już wszystko było jasne!
Ja go nafaszerowałam espumisanami, nurofenami, a on po prostu tęsknił za mną. Chciał być blisko mnie! Wszystko fajnie, ale dlaczego akurat po godzinie 23????
Wzięłam go do naszego sypialnianego łóżka, pobawiłam się z nim, wytarmosiłam i w końcu po jakiejś godzinie zasnął u siebie w łóżeczku.

Mam nadzieje, że dzisiaj będzie już lepiej. W końcu cały boży dzień z matką spędzi także raczej w nocy tęsknic za mną nie powinien :)

O godzinie 12:36 cofam wszystko co napisałam ;] to nie była tęsknota...to były zęby! Od rana w domu jest kongo!!!!!! płacz, płacz i dla odmiany płacz! 

czwartek, 4 października 2012

Mała Kasia

Pod koniec lutego, pojawi się na świecie mała, słodka Kasia.
Spokojnie...nie moja :) Przyjaciółki mej, notabene chrzestnej Matiego :)
Przez ostatni rok wśród znajomych rodzili się sami mężczyźni, a tutaj niespodzianka!
Będzie pipka :) No cieszę się niesamowicie! Prawie tak, jakbym sama miała ją urodzić. Choć pewnie tak będzie! Jak się dowiem, że zaczął się poród, to będę stała pod oknami porodówki, bo do szpitala ma 4 minuty drogi....z buta :)

Mati też już się przygotowuje na przywitanie koleżanki. Uczy się chodzić. Nadszedł etap ciągłego chodzenia za ręce i stanie bez niczyjej pomocy. Wczoraj nawet zrobił trzy kroczki sam i niestety zaliczył czołówkę z ławą. Ma limo, jak prawdziwy facet :)
Boję się, co to będzie jak zacznie chodzić. Ponoć u dzieci z porażeniem podczas chodzenia, rączka chora się nie rusza. Wisi wzdłuż tułowia. Boję się tego widoku, choć nikt nie mówi, że akurat u młodego tak będzie. Zobaczymy. Przecież nie zmuszę go do raczkowania.

Na rehabilitacji jest dramat. Ryk i bunt. Już nawet nie pomagają chrupki, ciastka, paluszki.
Z rehabilitantką stajemy na rzęsach, aby go zabawić...niestety bezskutecznie. Jak wychodzimy z sali to Mat jest cały spocony, gile po pas wiszą. Jakby tam go normalnie maltretowali.
Na szczęście zaraz po tej rzeźni  idziemy do żłobka, gdzie syn od razu się uspokaja, uśmiecha i nawet nie zauważa, że odchodzę. Chociaż tyle dobrego, że polubił to miejsce. Bo jakby jeszcze tam wył, to ja bym się chyba pochlastała.

poniedziałek, 1 października 2012

Call me maybe??

Pisałam kiedyś, w którymś z postów, że będę mieć pracę, nie?
No!...To już nieaktualne!! Nie mam pracy. Okazało się, że na razie nikogo nie zatrudniają na to stanowisko...zaje-kurde-biście!
Trudno, nie ma co się załamywać, tylko trzeba szukać dalej. No i tak szukam, szukam...mnóstwo CV już wysłane, a telefon milczy! Nosz kurka, czy ja jestem, aż tak beznadziejna, że nawet na rozmowę kwalifikacyjną nie mogą mnie zaprosić?? Może powinnam wyrzucić z CV swoje zdjęcie? Choć kurde, na tym zdjęciu akurat fajnie wyszłam. Do dyplomu było robione. W ten sam dzień zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, także banan na ryju był. Nawet się uczesałam!!
No nie wiem... Nie wiem już o co kaman, ale wkurza mnie ta sytuacja. W sumie to ona mnie nie wkurza, ona mnie frustruje! 
Wiecie...ja nie będę ściemniać i się przyznam, że fajnie jest czasami wrócić tak rano z tego żłobka, walnąć się na kanapę i oglądać powtórki wszystkiego, z takim zapałem jakby się to widziało po raz pierwszy!
Ale ileż można? dzień, dwa, no max tydzień :) ale potem to już człowieka ogarnia lekka nuda...

Więc drodzy pracodawcy...dzwońcie do mnie! fajna ze mnie babka jest! Studia skończyłam (jak się okazało niepotrzebnie) i mam zapał do pracy (przynajmniej na pierwszy miesiąc).