czwartek, 30 sierpnia 2012

Wyprawka

Jezu, jak to słowo dorośle brzmi!
Muszę mojemu mężczyźnie kupić wyprawkę i zanieść jutro do jego żłobkowej szafeczki...WOW!

Jestem tym wszystkim podekscytowana, przerażona, momentami nawet się cieszę...mieszane uczucia mnie ogarniają.
Po wczorajszym spotkaniu z dyrektorką żłobka, wróciłam do domu z pozytywnym nastawieniem. Jednak im dalej było od tej wizyty, coraz więcej wątpliwości pojawiało się w mojej głowie.
Dyrektorka - swoją droga bardzo przemiła kobieta, taka ludzka i przede wszystkim mająca bardzo sympatyczny wyraz twarzy, przedstawiła mi wszystkie minusy pierwszych dni w żłobku. Długo mówiła, ale ja z jej monologu wyniosłam mniej więcej to:
Będzie płakał, nie będzie jadł, no i jeszcze będzie płakał i może jeszcze ewentualnie płakać!!!!

Od razu przed moimi oczami ukazał się obraz siedzącego w rogu sali Mateusza, zaciągającego się z płaczu za tą złą babą w blond włosach, która ponoć nazywa się jego matką!!
Dżizas!!! to będzie horror! No, ale przecież nie my pierwsi, nie ostatni. Poza tym jak to już pisałam w poprzednim poście...DAMY RADĘ!!
Czuję, że będzie dobrze. Czuję, że się szybko przyzwyczai i nie będzie takiego dramatu jak każdy to opisuje.
Na czas pierwszych dni w żłobku, zrobię mu przerwę w rehabilitacji. Nie chcę go na początku aż tak bardzo stresować, stąd moja decyzja.

Wiem, że pewnie teraz niejedna matka przeżywa to co ja. Łączę się z Wami wszystkimi w bólu i strachu. Niech moc będzie z nami :)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

jest świetnie!

Ufff, skończyła się ta okropna trzydniówka, która w naszym przypadku trwała pięć dni! Mamy to świństwo za sobą :)

Po całym tygodniu nerwów, gorączki, wizyt u pediatry wczoraj przyszedł czas na relaks. Wybrałam się z Mateuszem na basen. W razie asekuracji, zabraliśmy ze sobą dziadka. Był to pierwszy kontakt Matiego z "dużą" wodą, ale zniósł to dzielnie. Nie płakał, ale był niespokojny.  Wklejony we mnie tak, że jak chciałam go oddać dziadkowi, to mało co nie rozerwał mi stroju :) Ostatecznie zaaklimatyzował się na 5 minut przed wyjściem z wody, także obowiązkowo za tydzień kolejna wizyta :)

Pozytywna niedziela zwiastowała tak samo pozytywny poniedziałek i się nie myliłam.
Mieliśmy rano wizytę u neurologa. Bałam się, że po porannej rehabilitacji Mati będzie marudny, ale pokazał pani doktor wszystkie swoje umiejętności i usłyszeliśmy magiczne słowa "jest świetnie".
Jestem bardzo szczęśliwa...i dumna! Z mojego kochanego synka, który przez ostatni rok znosił wszystkie podróże, badania, ćwiczenia. Momentami znosił to lepiej ode mnie, ale nieśmiało powiem, że jestem dumna również z siebie. Wiem, że dałam z siebie max. Jestem mądrzejsza o wiele doświadczeń i przede wszystkim silniejsza. Mimo że jeszcze wiele pracy przed nami, to chyba zaczyna do mnie docierać, że najgorsze mamy już za sobą...i teraz (cytując przyjaciółkę I.) "może być już tylko lepiej" :)


środa, 22 sierpnia 2012

7 rzeczy, których o mnie nie wiecie

Do zabawy zostałam zaproszona przez Martamelka. No to nie będę się wyłamywać i wezmę udział w tym przedsięwzięciu :)




Oto 7 rzeczy, których o mnie nie wiecie:

1. Nie lubię spać poza domem. Nie mogę zasnąć, boli mnie brzuch i strasznie się denerwuję :)
2. Strasznie irytuje mnie dziecięcy płacz...w ciągu 3 sekund potrafi wyprowadzić mnie z równowagi;
3. Nie umiem malować paznokci. Zawszę robię to nieudolnie, cała jestem ubrudzona lakierem i mam   pomalowane całe palce wokół paznokci. Potem jakąś godzinę patyczkiem do uszu nasączonym zmywaczem wszystko wyrównuję;
4. Nienawidzę gotować. Jest to coś okropnego i nie wiem jak można czerpać z tego radość;
5. Nie potrafię chodzić na obcasach;
6. Zabiłabym wszystkie koty chodzące po ziemi;
7. Jestem uzależniona od telewizji.

No to teraz już nikt tu nie zajrzy haha :)

Do dalszej zabawy niestety nie mam kogo zaprosić.

wtorek, 21 sierpnia 2012

"Dasz radę"

W ciągu ostatniego tygodnia, usłyszałam ten tekst z milion razy! To jest chyba taki uniwersalny "pocieszacz" ;]
Oczywiście chodzi o zbliżający się wrzesień.
Mały idzie do żłobka, ja rozpocznę pracę, cud malina generalnie...tylko gdzie w tym wszystkim rehabilitacja?????
A no właśnie! zaczynają się schody...
Rehabilitację zarezerwowałam na godzinę 7(od tej jest czynna)...trwa ona około 1,5 godziny, czyli max. o 8.30 jesteśmy wolni. Szybko lecimy do żłobka, mimo że tam przyprowadzanie dzieci odbywa się do godziny 8, to myślę, że spokojnie się dogadam, aby mógł przychodzić trochę później - przecież to nie wojsko ;] noo i ostatni punkt programu...praca,w której muszę się zjawić o 8.30! a jak dobrze liczę, to o tej godzinie będę dopiero w żłobku!!!no ale DAM RADĘ przecież! Bez samochodu (jak na razie) to ja się prędzej zesram!!

Teraz dopiero widzę, jak ta rehabilitacja wszystko komplikuje, utrudnia. Teraz dopiero widzę, jak te konowały szpitalne nas załatwili. Nasze, życie kręci się wokół niej...ona jest najważniejsza, a wszystko inne jest dodatkiem.
Załamana jestem tym wszystkim. Boję się tego wszystkiego. Gdyby nie było rehabilitacji wszystko byłoby prostsze. Choć można byłoby powiedzieć inaczej...Gdybyś nie szła kobieto do pracy to też by było prościej. Wtedy nie byłoby żłobka i byłoby po staremu....czyli generalnie można wywnioskować, że to moja wina jest. Sama sobie narobiłam problemów.... :)

noo, ale DAM RADĘ!

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Dramat!

taaaak! dziś to był dramat do potęgi "entej"!
Mati obudził się nam dzisiaj z gorączką! Taka ze mnie zajebista matka, że nawet tego nie zauważyłam, a w sumie nie wyczułam. No, ale dziecko mi od rana się śmieje, gada po swojemu, śniadanie całe wciągnięte więc zapakowałam wszystko na rehabilitację i w drogę! Na rehabilitacji, gdy wyciągnęłam go z wózka mój policzek niechcący wylądował na jego czole i wtedy poczułam ten żar! normalnie parzyło. Jak się po chwili okazało, nie tylko czoło. cała głowa! No, ale pomyślałam sobie, jak już tutaj jestem, to poćwiczymy! wiem, jestem okropna, serca nie mam!! ale jak chociaż raz nie pójdziemy na rehabilitację mam takie ogromne wyrzuty sumienia... to jest silniejsze ode mnie. To jest jak uzależnienie...
No, ale na ćwiczeniach było znośnie, mały sobie gadał, jadł paluszki, dał radę.
Jednak po powrocie do domu zaczął się tytułowy dramat!!! Gorączka, ciągły płacz, lament...bawić się NIE, oglądać bajki NIE, słuchać vivy NIE! Nawet pozwoliłam mu zrobić rozpierduszkę w kuchni, mógł otwierać szuflady, wywracać puste butelki, ale on to olał, też NIE! Cały boży dzień na ręce chciał! O zgrozo...mój prawy bicek wygląda już prawie jak u Pudziana. Odliczałam minuty do godziny zero, czyli do godziny 19....Synek już śpi...oby miał spokojną noc i gorączka już jutro odpuściła.

Przed kąpielą doszukałam się przyczyny gorączki...idą mu dwie górne czwórki! W miejscu jednej dziąsło jest aż sine! biedne dziecko...namęczy się tak, nacierpi, a ta głupia czwórka i tak kiedyś wypadnie!!! ehhh

Jedynym pozytywem dzisiejszego dnia jest to, że zrobiłam Mateuszowi przemeblowanie w pokoju :) zapociłam się przy tym jak świnia, ale warto było :) teraz mi się o wiele bardziej podoba.

Żłobek

Zbliża się...zbliża się ten dzień, kiedy w małej przytulnej sali, ze stertą zabawek i mnóstwem dzieci zamkną się za mną drzwi. Boję się strasznie. Boję się, że będzie ryk, histeria...ale nie mam pewności, czy moja, czy Matiego.
Biorąc pod uwagę, że jak wychodzę z salonu i zamykam za sobą drzwi, aby Mateusz za mną nie poszedł, to ten zaczyna wyć mimo że, został na placu boju z tatą, to spodziewam się w tym wrześniu najgorszego...
No, ale kiedyś musi nadejść ten dzień. Niektórzy zarzucają mi, że za wcześniej, że po co?
No kurde jak to po co? żeby do pracy iść! Nie we wszystkich rodzinach są super babcie, które zajmą się dzieckiem, aby rodzice mogli iść zarabiać pieniądze. Wtedy jedynym wyjściem jest niania lub żłobek. Do niań jakoś nie mam przekonania...może dlatego, że żadnej nie znam, a jakbym taką brała to tylko z czyjegoś polecenia. Poza tym iść do pracy i 3/4 wypłaty dawać niani...??? to już lepiej olać tę pracę i siedzieć w domu.
Następny argument przeciwników...choroby. Oczywiście, zgadzam się. Zdaję sobie sprawę, że w przeciągu najbliższych kilku miesięcy Mateusz może być częściej w domu, niż w żłobku. Tylko, że jakbym go oddała dopiero do przedszkola w wieku 3-4 lat, to też by chorował. Więc co to za różnica, czy przeżyjemy te choroby teraz czy później. Tak to może do przedszkola pójdzie z mega odpornością :)
Poza tym im mniejsze dziecko tym lżej przechodzi choroby...
 

Nie wiem, może głupio się tłumaczę, ale ja naprawdę nie czuję się matką drugiej kategorii z związku z tym, że oddaje dziecko do żłobka. Fakt, boję się, że będzie mi ciężko, ale wiem, że nie będzie dziać mu się tam krzywda.



środa, 15 sierpnia 2012

Zabawy farbkami

W związku z tym, że w ekspresowym tempie zbliża się roczek Matiego, postanowiłam zająć się uzupełnianiem Albumu Naszego Dziecka.
Przyznam się, że nie uzupełniałam go regularnie. Na początku nie miałam po prostu do tego głowy, a potem chyba zabrakło chęci. Zawsze odkładałam to na później, licząc na swoją niezawodną pamięć :) Pamięć jak się okazało mam dobrą, gorzej z wywołaniem i wklejeniem do albumu zdjęć...ale i to postaram się ogarnąć :)
Jednak najgorszą rzeczą były odciski dłoni i stóp. Odkładałam to strasznie, aż w końcu, po prawie 11 miesiącach się zebrałam. Wiedziałam, że może się to zakończyć totalną abstrakcją i ogólnie jednym wielkim bałaganem, ale zaryzykowałam.

Oto rezultaty naszej zabawy:




Dodatkowo mieliśmy ubrudzoną podłogę, bo gdy ja odkładałam kartki z odciskami na bok, Mati w tym czasie raczkował. Brał rączki do buzi, a co za tym idzie był cały w farbie, a jego zęby przybrały niebieskiego koloru :)
Trzeba jeszcze pamiętać o mamie, która miała ubrudzone dosłownie wszystko...nawet włosy (???) :)
Ściany i meble na szczęście się uchowały :)

Nauczona doświadczeniami, wiem już, że takie zabawy trzeba robić, gdy dziecko jest malutkie. Najlepiej chyba, gdy zaśnie. Ewentualnie, jak jest o wiele starsze i samo potrafi zrobić odcisk. Ja chyba wybrałam czas najgorszy z możliwych, ale całe szczęście już mamy to za sobą :)

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Odwiedziny

W końcu, po kilku tygodniach zbierania się, wyruszyłam do pobliskiego Mielna w odwiedziny do koleżanki K. i jej synka Dawidka.
Dawidek i Mateusz urodzili się tego samego dnia, Mateusz o godzinie 9:00, Dawidek o 10:15 :)
Los chciał, że spotkali się w tej samej sali po porodzie ;]

Od razu z koleżanką K. załapałyśmy wspólny język. Wiedziałam, że nasza znajomość nie zakończy się na tym jedynym razie. No i się nie myliłam!

Lubię tam jeździć, spotykać się z K. która tak naprawdę jest ze mną od samego początku tego "gówna". Była świadkiem wszystkich szpitalnych absurdów...widziała moje łzy, chwile skrajnego załamania.
Niby jest dla mnie obca, ale jednocześnie tak bardzo bliska.

No, a nasi chłopcy, im starsi tym większy kontakt ze sobą załapują. Gadają ze sobą ile wlezie, zabierają sobie zabawki, a nawet wyrywają chrupki z buzi :)
Uwielbiam obserwować jak się zmieniają, co już potrafią, czy reagują podobnie na niektóre rzeczy.




Zdjęcie trochę niewyraźnie, ale trudno było ich utrzymać w miejscu :)

Oczywiście na milion zabawek obaj wybrali tę samą i była wojna :) ale obie z K. liczymy, że za 20 lat chłopaki będą spijać razem niejednego browara :)

sobota, 11 sierpnia 2012

Mały podrywacz

Ostatnio w piaskownicy, syna mego zaczepiła dziewczynka , a ten od razu z grubej rury, zamiast najpierw zapytać jak ma na imię, zaczął macać ją po kolanie (robił to porażoną rączką więc nie protestowałam, w końcu każdy rodzaj rehabilitacji jest dobry :D). Niestety dziewczynce to się bardzo nie spodobało, zaczęła płakać i piszczeć. Zbiegli się jej rodzice...dodam, że tata to taki typowy ABS* był.
Bałam się, że będzie chciał się bić, ale nieee...wytłumaczyłam wszystko i się uspokoił ;]

Dziewczynka z obstawą w postaci mamy wróciła do piaskownicy. Przyniosła nawet swoje foremki, łopatkę i robiliśmy babki, także chyba wybaczyła Matiemu ten mały falstart w znajomości :)

Dodam, że Matik będąc tyle czasu w piaskownicy, piasek do buzi wziął zaledwie dwa razy :) ahh jak on dorośleje :)



* ABS - Absolutny brak szyi

piątek, 3 sierpnia 2012

Zabawek moc

Zabawki... moje przekleństwo...są wszędzie! przynajmniej kilka razy dziennie nadepnę na jakiś klocek, potknę się o samochodzik. Wtedy jedyną rzeczą która siedzi mi w głowie, to wywalić to wszystko w pizdu przez okno. Potem jednak robię kilka wdechów i tłumaczę sobie, że to tylko zabawki :)

Te wszystkie zabawki to prezenty lub darowizny od znajomych i rodziny. No, a wiadomo...darowanemu koniowi... coś tam, coś tam ...więc brałam co przynosili :)

Zaraz po porodzie ktoś mi powiedział, ale nie pamiętam kto, bo przecież wtedy było tyle "ciotek dobra rada", że uszy więdły ;]
No, ale..... ktoś mi powiedział, żebym dawała Mateuszowi tylko kilka zabawek, a resztę chowała i co kilka dni mu je wymieniała. Wtedy dziecko tak szybko nie nudzi się zabawkami i nie potrzebuje kupowania nowych. Pomyślałam, że pomysł dobry, przynajmniej nie będzie tak zwanej rozpierduchy na chacie.
Odkąd Mati zaczął dostrzegać zabawki i ogarniać zabawę nimi, zastosowałam się do ów rady.
Jakie było moje zdziwienie, gdy przy kolejnej wymianie, moje dziecko, widząc zabawki, którymi bawiło się dwa miesiące temu zaczęło się ślinić z radości i miałam spokój przez godzinę! Chociaż jedna dobra rada okazała się faktycznie dobra :)

Tylko jedno się nie sprawdziło...czy dam mu 10 zabawek, czy dałabym ich 100, to i tak jest rozpierducha na chacie ;]

Pchacz

Zawsze chciałam kupić Matiemu pchacz. Dużo osób go poleca, szczególnie przy nauce chodzenia. Już przeglądałam owe pchacze na internecie, wybierałam, czytałam opinie, aż tu nagle mój syn mnie uświadomił, że mamy w domu mnóstwo pchaczy!!! I to nie byle jakich! tylko pchaczy 2w1 :):)
Pierwszy wpadł mu w ręce leżaczek, potem spodobała się pufa, a najbardziej przypadła do gustu ława. "Piękna" ława firmy IKEA  ;] 
Wszyscy wyszliśmy na tym dobrze...Mati ma pchacz, a rodzice zaoszczędzili pieniądze ;]
Swoją drogą ciekawa jestem co wymyślają inne dzieciaki :)