niedziela, 16 grudnia 2012

Akcja stół

Od ponad miesiąca walczę z mężem o stół. Pisząc walczę, mam oczywiście na myśli smęcenie i marudzenie po kilka razy dziennie, jak to mnie już wkurza nasza ława. Jest za niska, aby coś zjeść trzeba się nachylić. Matiemu najpierw służyła za pchacz, teraz notorycznie na nią wchodzi, wszystko z niej zrzuca! Nerwicy można dostać.
Postawiłam w listopadzie warunek - będzie stół, będzie Wigilia, bez stołu nic nie zrobię. No to się nasłuchałam, że NIE...bo NIE...bla, bla, bla.
Nagle, w zeszłym tygodniu, męża olśniło. Zapragnął stołu. Spoko, pojechaliśmy po sklepach meblowych. Duży, fajny wybór, ale królewiczowi nie przypasowała żadna tapicerka. No, a wymiana tapicerki to około 6 tygodni czekania, także realizacja zamówienia dopiero po nowym roku.
Jedynym wyjściem, aby mieć stół od ręki, było wzięcie kompletu który jest akurat na sklepie. Mi podobało się kilka tapicerek...ale Pan i Władca wybrzydzał...."ta nie pasuje, do wystroju", "ta za jasna". Wróciłam do domu poirytowana. Wiedziałam już, że tę sprawę muszę załatwić sama.
No i załatwiłam. Wczoraj poszłam do Black Red White i znalazłam piękny stół z 6 krzesłami, tapicerka ładna, PASUJĄCA DO WYSTROJU(!!!), dostępny od ręki. Decyzję podjęłam natychmiast, ale wiadomo, najpierw szybki telefon do męża, aby ją z nim "uzgodnić" :)

Przywiozą go jutro rano...jestem z siebie dumna. Kolejny raz dopięłam swego :)

piątek, 14 grudnia 2012

Przedświąteczna zadyma

Nigdy nie lubiłam Świąt Bożego Narodzenia. Ta bieganina przed Wigilią mnie strasznie wkurzała. Zmuszanie do sprzątania, jeżdżenie na zakupy, najlepiej z rana...a ja przecież chciałam się wyspać! Wszystko robiłam z przymusu. Teraz jest inaczej. Będą to pierwsze święta w nowym mieszkaniu. Pierwsze święta do których sama muszę się przygotować. Sprzątam kiedy chcę, chodzę na zakupy kiedy chcę, nikt nie popędza, nikt nie poprawia. Kurcze, święta są fajne! :)

Pomału zaczęłam robić świąteczne porządki, aby przed samymi świętami został czas na pichcenie. Nawet ubrałam już choinkę. W tym roku będziemy mieć sztuczną. Całe życie, w domu rodzinnym miałam żywą choinkę...taką wielką, aż do sufitu. Teraz będzie skromna, sztuczna, ale NASZA :)

Kilka dni temu, wraz z ciocią postanowiłyśmy wziąć się za przemalowywanie salonu. Wyszło świetnie! Taka zmiana przed samymi świętami też wpływa pozytywnie. Zdjęcia dodam przy okazji, bo niestety w obecnej chwili aparat odmówił posłuszeństwa :/

No i w tym przedświątecznym zamieszaniu musimy znaleźć czas na rehabilitacje. Pierwszego dnia Mati nawet nie protestował. Był wesoły, gadał sobie z paniami, nie marudził. Niestety z każdym kolejnym dniem zaczął się coraz bardziej buntować i wkurzać :/  Najgorsze jest to, że on już nie płacze jak zwykle. Teraz się wydziera, krzyczy, piszczy, wyrywa, kopie, gryzie...no i jak ja mam mu wytłumaczyć, że on musi? Że to wszystko dla jego dobra jest? Ciężko mi ...najbardziej mnie to wszystko boli, jak już po walce z rehabilitantką biegnie do mnie i się wtula...to jest już cios poniżej pasa. Dziś już tak mi się nie chciało tam iść, że zaspałam :) Z premedytacją wyłączyłam budzik i obudziłam się grubo po godzinie 7. Wagary od czasu do czasu nikomu nie zaszkodzą :)

czwartek, 6 grudnia 2012

Mikołajki

Tęsknie za czasami, gdy jako dziecko szukałam prezentu pod poduszką.
Tęsknie za czasami, gdy w Mikołajki radość sprawiała jedynie paczka słodyczy, które się chomikowało gdzie popadnie.
Potem jak już byłam starsza, to w prezencie dostawało się pieniądze. Zazwyczaj 20 zł :) Full kasy :)
A robienie sobie prezentów w klasie? Kurde, to był czad. Te losowania...tajne losowania. A i tak każdy się wygadał, albo wymieniał.
Pamiętam swój najlepszy prezent na klasowych mikołajkach. Był świetny. Cała paczka słodyczy i do tego malutka maskotka...tygrysek. Dostałam najwięcej słodyczy ze wszystkich w klasie. Każdy mi zazdrościł :) Wiadomo dlaczego! Bo prezent robiła mi wychowawczyni :)
Fajne to były czasy. Zawsze dzień przed mikołajkami szłam szybciej spać :)..tęsknie za tym wszystkim. Za tą beztroską...Nie mówię, że teraz jest źle, ale jest inaczej.

Dziś zostałam zapytana, co kupiłam Matiemu na mikołajki? yyyy Jajko kinder niespodziankę!*
Z którego połowę zjadłam ja ( no ej, niech matka też ma coś od życia!) :):)  Wtedy nastało wielkie zdziwienie i pytanie "ale jak to??" No tak to! Wyrodna ze mnie matka i nie kupiłam mojemu dziecku zabawki. Póki jest nieświadomy, to nie kupuję mu zabawek. Korzystam póki mogę, bo za rok to już najprawdopodobniej będzie jęczenie i patrzenie błagalnym wzrokiem na matkę, która serce ma miękkie jak wata cukrowa ;]
Także w tym roku dałam na luz!

Za to w żłobku na luz nie dali. Przyszedł Mikołaj do Matiego. Dostał maskotkę - miauczącego ( o zgrozo!) kotka :) 




*  Po czym dostałam wykład, że dawanie dzieciom słodyczy w tym wieku jest bardzo, bardzo złe! Przez chwilę myślałam, że zostanę posadzona na karnego jeżyka! Ja - wyrodna matka, dałam dziecku pół jajka niespodzianki w Mikołajki! Nie pozostaje mi nic innego jak pójść się rzucić z mostu, bo pewnie ta połowa jaja spowoduje u mojego dziecka otyłość i w przyszłości powypadają mu wszystkie zęby!

środa, 5 grudnia 2012

Złość piękności szkodzi

Czyli wychodzi na to, że ja już piękna nie będę ;]
Tyle ile ja się nadenerwuję w przychodniach, u tych lekarzy...ehhh
Dziś znów od rana ciśnienie podniesione.
Nie zaprowadziłam Matiego do żłobka, bo na godzinę 10.00 mieliśmy szczepienie.
Postanowiłam więc, że wykorzystam to i rano o 8 pójdę na rehabilitację, aby się po miesięcznej przerwie pokazać i załatwić wszystko jednego dnia.
No.... od godziny 7.40 jak głupia czekałam na swoją kolej...weszłam do doktorki o 9.20!!!!! Mati biegał po całym korytarzu, właził wszędzie, tam gorąco, bo full ludzi. No dramat! U Pani doktor w gabinecie oczywiście był jeden wielki ryk, ale o dziwo pokazał sporo no i od poniedziałku rozpoczynamy miesięczny maraton...na 7 rano prądy, o 7.30 ćwiczenia. Huuura!!!! :/:/:/

Potem szybko pobiegliśmy na szczepienie. Tam na swoją kolej czekałam jedyne 30 minut, także luz. Weszłam do gabinetu i co? Okazało się, że zapisali mnie na szczepienie którego Mati nie powinien jeszcze mieć. Dlaczego? A no dlatego, że dokładnie 14 dni temu miał szczepienie na odrę/świnkę/różyczkę i za mało czasu minęło! Łoo matko i córko, wtedy to już wybuchłam. Moja cierpliwość dzisiaj już się wyczerpała...no i co? No i lekką awanturę zrobiłam, żeby wyżyć się już tam, a nie na biednym mężu ;] Pani doktor, aby załagodzić sytuację i bronić swojej koleżanki od szczepień, powiedziała, że i tak by Matiego nie zaszczepiła, bo ma katar! I może lepiej jakbym go do żłobka nie zaprowadziła przez kilka dni....
Wtedy to już padłam ze śmiechu. Teraz nagle tak się martwi? ale dwa tygodnie temu dopuściła go bez żadnego "ale" do szczepienia z jeszcze większym katarem i kaszlem! No żal.pl!

Wyszłam stamtąd tak zdenerwowana, zniesmaczona, głodna i zmęczona, że ledwo do domu doszłam. Na szczęście pod klatką czekał mój zbawiciel, pod postacią męża i pomógł wnieść toboły na górę.

Śmiało mogę stwierdzić, że to był ciężki dzień...a to dopiero południe :) ciekawe co będzie dalej?

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Dobre wieści!

Zadzwonili! Dzisiaj, po godzinie 16stej!
Drugi etap rekrutacji w czwartek :) Do tej pory jestem w ciężkim szoku...do czwartku mam czas, aby się otrząsnąć i pokazać, że lepszego pracownika ode mnie nie znajdą :)

Pani przepraszała za opóźnienie, ale ponoć jest zapracowana. Dobra ze mnie kobieta więc jej wybaczyłam, bo w końcu dobre wieści dla mnie miała :)

Dzięki wszystkim za trzymanie kciuków! To na pewno ich zasługa :):):)