wtorek, 8 stycznia 2013

Konsultacja pod znakiem zapytania i bal karnawołowy

Pogoda straszliwie się popsuła i to nas martwi. Od rana padał grad, który od razu zamarzał.
Jeśli utrzyma się taka aura do soboty, niestety będziemy musieli zrezygnować z konsultacji. Dla naszego bezpieczeństwa. Nie ma co ryzykować...600 km przed nami, wyjechać trzeba w nocy więc pewnie będzie bardzo ślisko. Jakoś to przeboleję, ale wiosennej konsultacji na pewno nie odpuszczę.
No, ale na razie się nie nakręcam, bo może pogoda nas zaskoczy i nie będzie, aż tak źle. Mogłoby być tak jak w noc Sylwestrową! To byłaby rewelacja :)

Z pewnych wieści mam taką, że Mati miał dziś w żłobku bal karnawałowy. Matka poszła pełna werwy, do wypożyczalni strojów i się straszliwie rozczarowała. Otóż dla chłopców w tym rozmiarze nie ma zbyt dużego wyboru. Z braku laku wybrała strój Myszki Miki :)
Zdjęć nie udało mi się zrobić, bo Mati nie potrafi ustać w miejscu ostatnio. W żłobku robili zdjęcia, także jak tylko coś dostanę, podzielę się z Wami tym widokiem :)

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Ciężka decyzja

Dziś pewna pani adwokat, znajoma rodziny, zainteresowała się sprawą Mateusza.
Poprosiła o przesłanie całej dokumentacji, opisanie przebiegu porodu...powiedziała, że zajrzy w to i powie mi jaka jest szansa wygrania sprawy.
Troszkę się przestraszyłam, bo szczerze powiem, nie wiem czy chcę kogokolwiek podawać do sądu. Fakt niezaprzeczalny, że ktoś jest winny temu co się stało i na pewno nie jestem to ja. Jednak z drugiej strony ogarnia mnie strach przed tą całą procedurą. Przecież taki proces będzie trwał kilka lat, nie wspominając o przesłuchaniach, które przywrócą złe wspomnienia.
Dodatkowo, po takim pozwie perspektywa drugiego porodu w tym szpitalu nie jest kolorowa.
Przecież jeśli dojdzie do nich, że ich pozwałam (a na pewno tak będzie, bo będą wszystkich przesłuchiwać) to potraktują mnie tam jak intruza. Rodzina i znajomi strasznie napierają, abym złożyła oskarżenie. Namawiają mnie od urodzenia Matiego...na początku kryłam się brakiem sił, potem brakiem czasu...a teraz? teraz już nic mnie nie kryje.

Boję się...nie wiem co robić. Waham się strasznie, bo jeśli nie podam ich do sądu mogę sobie potem pluć w brodę. A jak podam i będę żałować???Jak przegram?? Jak nic im nie udowodnią???


wtorek, 1 stycznia 2013

Nadrabiamy!

Trochę mnie nie było.
Przy okazji WSZYSTKIEGO DOBREGO W NOWYM ROKU DLA WSZYSTKICH!!

Okres Świąt okazał się tak intensywny, że nie było kiedy zajrzeć. To znaczy...zajrzeć było kiedy, ale nie było kiedy napisać cokolwiek.

Przerwę świąteczną uważam za jak najbardziej udaną. Cały tydzień mąż był z nami - CUDOWNIE. Wychodził z Mateuszem na spacery, generalnie bardzo się chłopaki zżyli przez ten czas. Tak się wzięli zżyli, że teraz jest szał na tatę. Tata ma kąpać, ubierać, dać syropek, dać kropelki do nosa, tata ma trzymać na rękach. Mały niewdzięcznik! To ja poświęciłam swoje krocze, aby mógł wyjść na ten "cudny" świat, poświęciłam swoje piersi, aby był najedzony (no, ok nie był najedzony!ale cycki poświęciłam :)) a ten mnie teraz odpycha?? No to zobaczymy jutro, jak tatuś zniknie na cały dzień. No zobaczymy małego cwaniaczka, co wtedy zrobi :)

Wigilię spędziliśmy u moich rodziców, resztę świąt u teściów. Jednak dopiero jak wróciliśmy do domu poczuliśmy się najlepiej. Nie ma to jak swoje 4 kąty i własny bajzel :)

Sylwester?? Bez szału. Zasnęłam o 23 :) Mąż mnie przebudził chwilę przed północą...szybkie życzenia i dalej w kimono, ale zasnąć nie mogłam, bo jacyś debile (inaczej ich nazwać nie można) napierdzielali fajerwerkami prawie do 1 w nocy!Zaczęłam się zastanawiać czy ja żyję w dobrej strefie czasowej, bo mieszkamy w jednym mieście, a niektórzy przywitali nowy rok już w południe, inni przed 20stą, a jeszcze inni grubo po północy. No nie kumam tych wszystkich ludzi, którzy się jarają petardami puszczanymi poza godziną "zero". Może jestem jakaś inna, ale oni mnie wręcz irytują i jakbym mogła to bym znalazła jednego z drugim i im.... ehhh No Stresss Kaśka!
Na rok mam spokój :)

Jutro powrót do rzeczywistości...budzik zadzwoni o 5.50! Śniadanko, ubieranie (oczywiście z wielkiem rykiem, bo nie robi tego tatuś) i idziemy na rehabilitację. Tam pewnie znów ryk (dla odmiany), no i potem żłobek. A ja? ja znów wrócę do domu i będę siedzieć. A miało być kurde tak pięknie! Mieli zadzwonić z tej pracy i oznajmić mi, że mnie zatrudniają. Niestety tego nie zrobili i dalej jestem bezrobotna. Nie mam już sił szukać pracy. Doszłam do wniosku, że sama się kiedyś znajdzie. Nie mam cierpliwości i zapas nadziei też mi się już wyczerpał. Daję na luz... może stara zasada ze studiów się sprawdzi..."Miej wyjeb..., a będzie Ci dane" :)