sobota, 26 kwietnia 2014

Po długiej nieobecności...

...witamy się :)
Dużo się u nas działo przez ten czas.
Zacznę może od rozprawy, która odbyła się 17 kwietnia.
To był dobry dzień. Nawet dobrze zniosłam zeznania lekarza, który podczas porodu kładł mi się z całej siły na brzuch....choć przez chwilę uroniłam parę łez - po prostu nie wytrzymałam. Jak patrzyłam na tego typa, który bezczelnie mówił, że nic takiego nie miało miejsca...ehhh.
No, ale ostatecznie rozprawa na naszą korzyść. Można powiedzieć, że teraz nasze jest na wierzchu. Przedstawiliśmy nowe dowody, które ewidentnie pokazują, że szpital kłamie i próbuje się wybielić :)
Teraz czas na opinie biegłych. Sąd ma wyznaczyć biegłego ginekologa-położnika i dać mu określony czas na zbadanie całej sprawy. Po tym czasie odbędzie się kolejna rozprawa, zawiadomienie o terminie dostanę pocztą. Także pozostaje nam czekać :)

Dokładnie tydzień temu - 19 kwietnia, nasz kochany Michałek skończył dwa miesiące!!!
Pisałam już Wam, że jest to cudowne dziecko??? Nie? no to pisze teraz! Jest po prostu cudny. Uwielbiam to jego gaworzenie z rana jak się obudzi, a gdy się nad nim nachylam wita mnie szczerym uśmiechem :)
Ma już swój rytm dnia i nocy. Ten drugi cieszy mnie najbardziej, bo jak zasypia o 20, budzi się dopiero o 4 :) no, ale od tego momentu zaczynają się standardowe problemy z kupką więc do 8 się męczymy, a potem znów zasypia.
Jeśli chodzi o stan zdrowotny, to niestety ma anemię :/ i co gorsze, ma wysoki poziom płytek krwi. Ich górna granica to 400, a on ma ponad 800 :/ Ja się martwię, ale lekarka mnie uspokaja. W poniedziałek kolejne badanie krwi i lekarka zadecyduje ile żelaza mu podawać.

A co u Matiego??? No Mati od wczoraj jest przyszłym przedszkolakiem :)
Dostaliśmy się do tego przedszkola pod domem! radość mnie rozpiera, cieszę się jak małe dziecko.
Kolejnym newsem jest to, że.......POŻEGNALIŚMY PIELUCHY!!!!
Dokładnie od 3 tygodni chodzimy w majteczkach. Zaczęło się w weekend 11 kwietnia. Powiedziałam mu, że z nieba patrzy na niego wróżka pieluszka (nie wiem skąd mi to przyszło do głowy, ale jak się okazało - podziałało) i gdy Mateusz pożegna się z pieluszkami to wróżka zostawi mu prezent pod poduszką. No i słuchajcie z godziny na godzinę mój syn zaczął wołać na nocnik. Po weekendzie puściłam go do żłobka w normalnych majtkach. Zapakowałam mężowi całą siatkę ubrań na przebranie i niech się dzieje wola nieba :P
Okazało się, że w żłobku Mati wstydził się wołać, wstrzymywał aż do drzemki, wtedy mu panie zakładały pieluchę i walił w nią ile wlezie :P po drzemce też wstrzymywał, a jak tylko weszliśmy do domu to od razu wołał na nocnik. Cóż, najważniejsze, że nie popuścił, że się nie posikał, to znaczy, że kontroluje potrzeby. Z każdym kolejnym dniem było coraz lepiej, wołał, a jak nie wołał to Panie go wysadzały i robił, także pełen sukces!!!! :) :) Zdarzają mu się czasami malutkie wpadki, ale tylko wtedy jak jest mega podjarany zabawą i można je policzyć na palcach jednej ręki.

Pozostanę jeszcze w temacie nowości, bo Mateusz ostatnio zaskakuje wszystkich. Na uczucia go wzięło. Kilka dni temu, podszedł do mnie, przytulił się mocno i powiedział do mnie "Kofam cię mamo". Serce mocniej mi zabiło, łzy w oczach stanęły. Nic w życiu tak mnie nie chwyciło za serducho.
Wczoraj to samo zrobił w stosunku do Michała. Pocałował go w czoło i powiedział "Kofam cię Mifałku", a po chwili spojrzał na mnie..."Kofam Mifałka mamusiu".... :)

Z negatywnych wieści to tylko tyle, chorobowo u nas od kilku dni...Mati ma zapalenie ucha i mnie coś łamie. Próbowałam domowymi sposobami się wyleczyć, ale nic to nie daję. Dziś chyba pójdę do lekarza, bo ileż można się męczyć.






poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Na wspólnej


- Mati zaśpiewaj jakąś piosenkę. Jakie piosenki teraz w żłobku śpiewacie???
- Na wspóllllnej znajdziemyyyyy to miesce gdzie miłość, wiala, nadzieja na psiśłość"

Moja reakcja - bezcenna :)
 
Jak on to kiedyś zapoda w żłobku, to będzie niezła siara  :P


sobota, 12 kwietnia 2014

Weekend!

Dzień zaczął się o 6.30...BOSKO!

Co u nas?
To, że w domu porządeczek i błysk pewnie pisać nie muszę :)

Mateusz niczym All Bundy siedzi sobie na kanapie, ogląda telewizję i wcina chrupki:




Michał od dwóch godzin ma włączoną funkcję czuwania. Dżizas, jak nas wypisywali ze szpitala chyba zapomnieli dać mi pilota do obsługi tego dziecka :P Ile można nie spać?????? Leży, kwiczy, stęka i gada sobie z panem pingwinem z karuzelki:



Swoją drogą, chciałabym się troszkę pochwalić...bo ponoć zwykłej karuzeli nie da się zamontować do łóżeczka turystycznego. Otóż nie byłabym sobą, gdybym nie zaprzeczyła tej teorii. TADAM:


Można? MOŻNA! :)


A co u mnie? No matka jest w trakcie ubierania się....


Jak na razie zdążyłam założyć skarpetki :) Ale przyznacie, że spodnie od piżamy i szlafroczek są bardzo stylowe :)


Podsumowując. Jak co weekend, panuję nad sytuacją :)



PS: Byle do 20.00!!!

PS2: W trakcie pisania postu, taka niespodzianka:





:)

piątek, 11 kwietnia 2014

Wiosenne przesilenie

Lenia mam strasznego. Nic mi się nie chce. W domu syf, obiady najlepiej jakby się same ugotowały, ale jak już łaskawie ugotuję to obowiązkowo na dwa dni.
Takiego mam lenia, że nawet z dzieckiem na spacery nie chodzę. Pakuję Michała w nosidło i wystawiam na balkon. A ten, jakby chciał matce na złość zrobić, tylko sporadycznie na tym balkonie zasypia :)
Generalnie on w dzień bardzo mało śpi. Dwie, trzy drzemki po 40-50 minut i to tyle. Jedynie w środę, po szczepieniu, jak zasnął o 16, to o 20 musiałam go budzić na kąpiel.
No, ale coś za coś. W ciągu dnia nie da mi nic zrobić, natomiast nocki są w miarę spokojne. Zazwyczaj jak zaśnie koło 20 to budzi się dopiero 24-1, potem między 4-5, ale tutaj już spać nie idzie po jedzeniu. Niestety męczą go problemy brzuszkowe i są dni, że właśnie od tej 4 stęka sobie, pręży się...biorę go wtedy do nas do łóżka, trzymam jego nogi w górze, przez sen robię szybki masaż brzuszka, on puści kilka porządnych bąków i "śpimy" do 7. No, bo przecież wiadomo, że ja nie śpię, tylko czuwam, a jak nie daj bóg przed 6 przychodzi Mati to ja na bezdechu leżę miedzy chłopcami, a tatuś zostaje wklejony w kaloryfer :)
Wstajemy o 7, Mati z tatą jadą do pracy (bo Mati nie jeździ do żłobka, on jeździ do "placy". Swoją drogą harówa straszna hehe), Michał ma włączony tryb czuwania, ja szybko jem śniadanie, piję kawę SYPANĄ!! której bardzo przez okres ciąży mi brakowało i tak się kulamy do 9. Młody idzie spać, a ja szybko przystępuję do ćwiczeń....

Taaaak, taaak, bo to jest jedyna rzecz, której mi się chce. Postanowienie było więc zaczęłam je realizować. Od poniedziałku ćwiczę. Na początku 30 -40 minutowy trening sprawiał mi ogromną trudność, mięśnie jak flaki, ale już dzisiaj w ogóle się nie zmęczyłam, trening zrobiony w całości i to w dodatku z hantlami :) HA! jestem z siebie dumna i brnę dalej w postanowieniu :)
Żeby tego było mało, to od niedzieli nie jem słodyczy!!! co jest dla mnie naprawdę mega wyczynem. Mam czasami chwilę słabości, trzęsę się na słodkie, ale wtedy robię sobie kisiel i po problemie :)

...Po ćwiczeniach ledwo zdążę się wykąpać, a Michał już się odzywa, już coś mu nie pasuje, także za dużo tego czasu "dla siebie" mi nie daje. No, a potem w zależności od humoru, albo spacer, albo balkon, albo idziemy na jakieś kontrole lub wizyty, po 15 przyjeżdża mąż z Matim i tak mija nam każdy dzień. Weekendy są troszkę inne, bo zazwyczaj jestem z chłopcami sama i przez to, że Michu mało śpi ledwo się ogarniam. W ubiegłą sobotę zęby umyłam dopiero o godzinie 18 :) Dobrze, że weekend trwa tylko dwa dni :)

Za tydzień Święta, a ja nawet nie mam weny na jakieś porządki, przygotowania. Nie lubię Wielkanocy i na pewno za dużo szykować nie będę. W tym roku siedzimy w domu w Święta. Nie jedziemy do żadnych rodziców...więc tym bardziej szykowanie nie wiadomo ile jedzenia, nie ma sensu, bo się zmarnuję. Żurek, jajka, sałatka i styka :)

Poza tym w Wielki Czwartek mamy rozprawę, więc gdzie mi tam w głowie jakieś gotowanie i szykowanie święconki!

Idę się walnąć na kanapę, póki Michał śpi. Przy dobrych wiatrach mam godzinę :)





niedziela, 6 kwietnia 2014

witaj wiosno!

Czuć już wiosnę w powietrzu. Drzewa pod blokiem zaczynają pięknie kwitnąć. No chce się żyć.
U nas sporo się dzieje. Nie wiem od czego zacząć, ale najprościej będzie od początku :)

27 marca byliśmy z Mateuszem na komisji ds. orzekania o niepełnosprawności. Szłam tam pełna obaw, bo lekarka od rehabilitacji nastraszyła mnie, że mogą mu już tego orzeczenia nie przedłużyć.
Komisje mieliśmy u dwóch lekarzy - neurologa i psychologa. Badanie u Pana neurologa trwało dosłownie chwile, natomiast u Pani psycholog troszkę posiedzieliśmy. Oczywiście kobicina rozmawiała tylko ze mną. Pytała jak Mateusz sobie radzi, czy przejawia oznaki agresji (skąd wiedziała?? :D), jak radzi sobie wśród rówieśników.
Wyszłam stamtąd z mieszanymi uczuciami. Byłam pewna, że nie przedłużą mu orzeczenia.
Następnego dnia poszłam osobiście odebrać decyzję wraz z uzasadnieniem. Przeżyłam szok! Został zakwalifikowany do osób niepełnosprawnych na kolejne 3 lata. Lekarze jednogłośnie stwierdzili, że skutki urazu jakiego doznał przy porodzie w jakimś stopniu utrudnia mu funkcjonowanie w społeczeństwie i że wymaga większego zaangażowania niż jego rówieśnicy. Uzasadnienie napisali prawie na pół strony A4, gdzie dwa lata temu były to raptem trzy zdania. Pan neurolog dodatkowo stwierdził, że występują u Matiego zaburzenia neurologiczne w rozwoju półkul mózgu. Chodzi dokładnie o to, że jest praworęczny, a przez porażenie niektóre czynności wykonuje lewą ręką.
Ucieszyłam się z takiego obrotu sprawy, bo jest to kolejny dowód w sprawie sądowej. Koniecznie muszę to donieść na rozprawę 17 kwietnia. Dodatkowo takie orzeczenie upoważnia nas do darmowych przejazdów komunikacją miejską i korzystania z basenu. Niby nic, ale jednak już parę złotych zaoszczędzonych, biorąc pod uwagę, że Mateusz na basen powinien chodzić jak najczęściej. Także mamy spokój na 3 lata, a co będzie dalej, zobaczymy.

Pozostając dalej przy temacie Mateusza, to w tamtym tygodniu zaniosłam podanie do przedszkola. Fajnie w tym przedszkolu pod naszym domem. 10 kwietnia idziemy na dzień otwarty. Ciekawe jak Mati zareaguje. Generalnie rozmawiam już z nim o przedszkolu. Jak pytam gdzie idzie od września, dumnie odpowiada, że do przedszkola, ale jakoś nie napalam się, że obejdzie się bez płaczu i krzyków :)

Co do feralnego wypadku i rozcięcia łuku brwiowego... no sobie chłopak wymyślił, że będzie tatę gonił na klatce. Dzieciak ledwo umie włazić po schodach, a wziął się za wbieganie po nich no i niestety niefortunnie upadł i łukiem brwiowym uderzył w kant schodka! Jak usłyszałam jego wycie na klatce, myślałam, że po prostu robi awanturę, bo nie chce wracać do domu. No, ale jak go zobaczyłam w drzwiach to oniemiałam. Buzia cała we krwi, ręce, bluza...nie mogliśmy tego zatamować. Młody jak tylko wszedł do domu i mnie zobaczył, uspokoił się. Nie panikował (w przeciwieństwie do mnie :P), dał sobie ranę wyczyścić i zakleić. Ciągle powtarzał smutnym głosem, że wywrócił się na schodach, a po chwili dodał "Boli, chce do pani doktol". Wysłałam go z mężem na izbę przyjęć. Szybko wrócili, bez szwów ale z tymi stripami, czy jak to tam się nazywa. Miał je mieć 7 dni, a dzisiaj je zerwał! także blizna będzie troszkę szersza niż się zapowiadało ;) Trudno. Teraz zaklejamy to miejsce plastrami w smoki, więc nie ma bata, aby je odkleił :)



Z synem młodszym też są przeboje. Kilka dni temu również zamarzył mieć swoją pierwszą bliznę i zadrapał się pazurem, aż do krwi... strupek odpadł, ale lekkie wgłębienie na skórze jest, czy zniknie - nie wiem, ale blizna na policzku jest chyba tak samo sexy jak na łuku brwiowym :P



Byłam też z nim na badaniach morfologii. No i niestety...ma anemię i niedokrwistość. Moje przeciwciała robią mu niezłe spustoszenie we krwi. Będziemy musieli przyjmować żelazo. Już mam wizję tego napinania przy załatwianiu. No, ale jak mus to mus. Mam nadzieję, że szybko pozbędziemy się tego problemu.
Mati jest kochanym starszym bratem, naprawdę! Potrzebował czasu i teraz jest o wiele lepiej. W ogóle nie ma w nim zazdrości. Czasami tylko, jak karmię Miśka, Mati nagle wymyśli sobie, że on chce parówkę, albo soczek... czy to oznaka zazdrości? nie wiem! może po prostu taki zbieg okoliczności hehe :)
Ogólnie nie mam co na niego narzekać, bo gdy Michałek płacze, to podbiega i całuje go w brzuszek, albo w główkę.
Mąż mi mówił, że jak Pani na IP go opatrywała, to krzyczał, że on chce do domu, do Michałka :)
Zauważam też, że Michał bardzo lubi towarzystwo Matiego, bo jak tylko starszy brat pojawia się w zasięgu jego wzroku, młody od razu się uspokaja. Może to trochę dziwne, ale naprawdę tak jest i przyznam szczerze, że czasami to wykorzystuje i wysyłam Matiego, gdy Michał płacze, a ja mam jeszcze coś ważnego do zrobienia w kuchni :D


A co u mamy??
No u mamy też zmiany. O swoich postanowieniach pisałam już wcześniej. Pierwszy na liście był tatuaż. Jest mi miło poinformować, że mission completed :D
Taaaadam:


Pomysł projektu powstał w mojej głowie już dawno, ale jednak potrzebowałam dobrego tatuażysty, który przeleje to na papier i doda jeszcze troszkę swojej inwencji twórczej. Z efektu końcowego jestem bardzo zadowolona i już po cichu myślę o kolejnym tatuażu :)

Drugą pozycję na liście postanowień mogę też już odhaczyć :) Otóż wyrzuciłam wszystkie ubrania jakie miałam w szafie. To takie jakby pożegnanie się z przeszłością  :) Dużo tego nie było.


Oczywiście zostawiłam sobie kilka ubrań, aby mieć w czym wyjść do sklepu, ale jak tylko kupię sobie nowe ciuszki, te również wyrzucę z uśmiechem na ustach. Z kupnem nowych muszę się troszkę wstrzymać, bo mam jeszcze zbędne kg do zrzucenia po ciąży. Dokładnie 4 kg ( jak się ważę wieczorem to 5 kg :P). Nie ma jednak czym się przejmować, bo kolejnym punktem na liście jest ruszenie dupska i powrót do ćwiczeń, także mam nadzieję, że niedługo moja szafa zapełni się ubraniami w rozmiarze, który będzie mnie satysfakcjonował. 

I to tyle na dziś.
Ale się rozpisałam... :)

piątek, 4 kwietnia 2014

A u nas...

...polała się krew!
Rozcięty łuk brwiowy, wizyta na IP, obyło się bez szycia, ale ma założone plastry, tzw stripy. Po 7 dniach mamy je zdjąć. Z rany się leje, musimy go obserwować, czy nie będzie wymiotów... jednym słowem dramat!

Miał być dzisiaj długi post, bo Was ostatnio zaniedbałam, ale nie mam siły....
Jutro! Jutro nadrobię, obiecuje.