wtorek, 15 września 2015

4!

4 lata temu, punktualnie o godzinie 9:00, przyszedł na świat.

Całe 3910 gramów i 59 cm długości szczęścia.


Wszystkiego najlepszego SYNKU!
Rośnij duży i silny.
Kocham Cię...
Bycie Twoją mamą, to największe szczęście, jakie mnie w życiu spotkało.







niedziela, 16 sierpnia 2015

Jestem kaskaderem!

Wiedziałam, że posiadanie syna/synów to będą blizny, siniaki, guzy, rozwalone łuki brwiowe itp itd.
Byłam na to psychicznie przygotowana...tzn. tak mi się wydawało, bo ostatnio naprawdę nie ogarniam tego, co robi moje młodsze dziecko.

Zdecydowanie Michał jest odważniejszy niż Mati.
Mati do wszystkiego podchodził i nadal podchodzi z rozwagą, bał się wysokości, w wielu sytuacjach widać było u niego lęk. Zostało mu tak do dziś. Michał natomiast jest kaskaderem. Zamyka oczy i leci. Obierze sobie cel i zrobi wszystko, aby go osiągnąć. Tym oto sposobem wchodzi na stół i zrzuca ze ściany ramki, wchodzi na szafki, potem z nich spada, bo tak jest szybciej...
Obecnie wygląda jakby wrócił z wojny. Nie dość, że na jego ciele widoczne są pozostałości po ospie, to jeszcze doszło kilka pięknych ran, zatarć i blizn po nieszczęśliwych wypadkach.

Najgorszą rzeczą która miała miejsca kilka dni temu, to upadek z krzesła prosto na klocek, który wbił mu się w czoło.....
.....nie pytajcie o szczegóły. Efektem wypadku jest i już chyba będzie piękna..........a z resztą sami zobaczcie:




Tak, tak ...piękna JEDYNKA na czole.

To jest dramat.

PS: Sorki za jakość zdjęcia, ale ciężko sfotografować biegnący w moją stronę obiekt :)

niedziela, 9 sierpnia 2015

Ciężko było

Witam się, po dość długiej przerwie.
Przez ostatnie dni dużo się u nas działo i wcale nie były to dobre rzeczy.

O ospie Michała już pisałam. Czekałam z niecierpliwością na ospę Matiego, ale się nie doczekałam.
Doczekałam się natomiast czegoś zupełnie innego.

Zaczęło się w piątek 24 lipca. Wieczorem Mati dostał wysokiej gorączki, podchodzącej pod 40 stopni. Przeraziłam się, bo on rzadko gorączkuje. Podałam nurofen i czekałam na wystąpienie krost, bo byłam święcie przekonana, że zbliża się ospa.
Następnego dnia rano Mati zerwał się z wysoką gorączką i zaczął piszczeć, że boli go ucho. Wił się z bólu, pokładał na podłogę. Oho! - pomyślałam - zapalenie ucha! Szybko pojechałam na pomoc doraźną. Tam przemiła Pani doktor powiedziała, że ucho jest tylko lekko zaczerwienione, nie widać zapalenia. Osłuchowo czysto, gardło czyste. Przepisała krople do ucha, gorączkę mamy zbijać i czekać. Czekałam więc do niedzieli, kiedy to dziecko znów w 40 stopniową gorączką odmówiło mi jedzenia, dalej krzyczał, że boli go ucho i lał się przez ręce. Znów doraźna. Diagnoza - angina. Na tylnej ścianie gardła ponoć lawina ropy! Przepisany antybiotyk.
Tak minął poniedziałek. Dziecko bez większych zmian...dalej lał się przez ręce, cały dzień spał i nie było z nim kontaktu. We wtorek, gdy wróciłam z pracy rodzice pokazali mi jego szyję. Zaczęła puchnąć! dodatkowo zaczęły mu puchnąć usta i robić się na nich ropne bąble. Nie wiedziałam co się dzieje...wezwałam lekarza do domu. Diagnoza - zapalenie jamy ustnej i węzłów chłonnych, najprawdopodobniej spowodowane za silnym antybiotykiem. Zmiana antybiotyku i mamy czekać na poprawę.
W środę niestety poprawy nie było. Szyja spuchła jeszcze bardziej. Wyglądał tak, jakby połknął piłkę do tenisa. Dalej miał gorączkę. To trwało za długo. Bez chwili zastanowienia pojechałam do szpitala.
Tam oczywiście próbowali mnie zbyć. Nie dałam się. Po jakiś 30 minutach zszedł pediatra. Diagnoza była od razu, bez większego badania - Mononukleoza zakaźna!
Wzięli nas na oddział, zlecili full badań, a ja czekałam kiedy mu się polepszy.

Niestety, tak jak się spodziewałam, Mateusz histeryzował w szpitalu, tak samo jak 2 lata temu, gdy miał wstrzykiwany botoks. Tylko, że teraz potrafi już mówić i prawie każda styczność z personelem szpitala kończyła się dramatycznie. Wyzywał pielęgniarki od starych bab, szpitalnych baboli, wyrywał się...nie potrafiliśmy nad nim zapanować. Jak tylko otwierały się drzwi, to on już łzy w oczach, bo bał się, że to znów jakieś badanie lub nie daj bóg wymiana kroplówki.
Następnego dnia lekarze podjęli próbę zrobienia mu zdjęcia rtg i usg.
Tak jak 2 lata temu, przy rtg musiało go trzymać pół personelu, a i tak udało się dopiero za drugim razem. Zdjęcie wykazało dodatkowo obustronne zapalenie płuc.
Usg nie udało się zrobić. Trzeba było poczekać do dnia następnego. Dali mu głupiego jasia.
Co z tego? pytam się, po co mu ten głupi jaś, jak wzięli go na usg zaraz po jego podaniu??? Minęło dosłownie  5 minut!!!Wyrywał się, krzyczał, płakał, a głupi jaś zaczął działać 30 min po badaniu! I znów wielkie pretensje ze strony szpitala, że jakoś na inne dzieci działa od razu. Nosz kurde, a na mojego syna nie i powinni to uszanować i poczekać!!
Nasłuchałam się od pielęgniarek, że powinnam iść z synem do specjalisty, bo jego zachowanie nie jest normalne...KU*RWA MAĆ. Przepraszam bardzo, ale jak może być normalne, jak dziecko od 21 dnia życia jeździ po szpitalach, rehabilitacjach, jest zmuszane do czegoś, czego nie chce?? Nie chcę go tłumaczyć, ale ja wiem, że to nie było jego widzimisię, tylko po prostu on tak reaguje na szpital.

Wiecie co napisali w wypisie???
"Brak jakiejkolwiek współpracy z chłopcem (...) negatywne nastawienie 4 latka do personelu szpitala".
Zostało też mi zarzucone, że nie potrafię wychować dziecka.
Uśmiałam się...dziwi mnie tylko jedno, że jakoś jak chodzi do przychodni, to daje się pięknie zbadać. Jak jeździmy na doraźną również. Nawet w szpitalu były dwie pielęgniarki, którym bez problemu dawał wymienić kroplówkę i jedna lekarka, której dał się bez krzyków zbadać.
Gdyby faktycznie miałby "nierówno pod sufitem" to histeryzowałby zawsze, a nie tylko przy wybranych osobach.
Było kilka pielęgniarek, którym i ja bym zafundowała strzał w łeb.
Jak można w nocy zmieniać dziecku kroplówkę w taki sposób, że wykręca mu się całą rękę????
Nie dziwię się, że on się wtedy wybudzał, wyrywał rękę i mówił do niej "idź stąd, jesteś brzydka, nie chce cię tu". Ja sama bym się wkurzyła.
Jakoś noc wcześniej, inna pielęgniarka zmieniała mu kroplówki bezszelestnie, że on nawet nie drgnął. Można? można!
Jest mi przykro, bo wyszliśmy na rodziców rozwydrzonego dziecka...tam każde dziecko płakało i krzyczało, ale że nas używał "epitetów", to już wyszedł na nienormalnego i niewychowanego dzieciaka.
Nie chce go bronić, bo wiem, że nie było to fajne, jak ich tak "wyzywał", ale z drugiej strony, co miałam zrobić? jak zostawaliśmy sami, tłumaczyłam mu, że źle robi, że panie chcą dla niego dobrze, że to ich praca. Niby rozumiał, mówił, że już nie będzie krzyczał, nawet kilka razy poszedł przeprosić jedną, czy dwie pielęgniarki...a potem znów to samo. Najgorzej było w nocy, jak byl rozbudzany. Próbowałam być stanowcza, mówić do niego stanowczo i głośno, ale to nie działało. To było tak jakby wpadał w trans.
Najbardziej mnie serce zabolało, jak powiedział do mnie, że "on woli umrzeć, niż być w szpitalu".
Rozumiecie? Taki tekst od 4 latka???

Reasumując. Mati przeszedł bezobjawowe, obustronne zapalenie płuc - stąd wysoka gorączka i mononukleozę zakaźną, która spowodowała powiększenie śledziony, zapalenie jamy ustnej i zapalenie węzłów chłonnych.
Po 6 dobach zostaliśmy wypisani do domu. Przez kolejne 5 dni mieliśmy brać antybiotyk. Jeśli chodzi o mononukleozę, to ona jeszcze długo go nie opuści. Ten wirus siedzi w człowieku nawet do pół roku. Przez ten czas musi być na diecie i nie może zbytnio szaleć. Musimy uważać, aby się nigdzie nie wywrócił, aby nie doszło do pęknięcia śledziony.
Za około 4-5 tyg mamy powtórzyć usg brzucha, aby sprawdzić jak mają się narządy wewnętrzne, oraz badania krwi, bo obie te choroby wycieńczyły jego organizm.

Myślę, że wyczerpaliśmy limit chorowania w tym roku....



środa, 22 lipca 2015

O kłótniach matki z synem.

Tak się złożyło, że z Matim dość często się kłócimy.

Nasze pierwsze kłótnie, gdy jeszcze nie mówił, dotyczyły rehabilitacji.
Czuł się do tego zmuszany, wyrywał się, a potem oczywiście wyżywał się na mnie...krzyczał, bił, gryzł. Jak nie zdążył wyżyć się na mnie, robił to na dzieciach ze żłobka, stąd miał miano dziecka agresywnego.
Dziś agresja mu minęła. Nie jest już "tym najgorszym". Potrafi rozmawiać o swoich emocjach. Ma chwile, że czymś rzuci. Prawie sto razy dziennie walnie focha, ale nie jest agresywny. To uważam za sukces, bo przez to co przeżył bałam się, że ta agresja gdzieś w nim zostanie.

Obecnie kłótnie nabrały inną postać.
Dyskutujemy, sprzeczamy się, no i Mati czasami zapyskuje...na czasie jest:
Jesteś głupia, jesteś brzydka, nie lubię cię, wyrzucę cię do śmieci.

Od kilku dni naszym podstawowym powodem do kłótni jest nos, a właściwie jego smarkanie. Dlaczego? a no, bo Mati smarkać nie chce, a ja już słuchać nie mogę jak pociąga tym nosem.
Alergolog uprzedzał, że przez okres pylenia ten katar będzie dokuczał, przepisał krople, ale żeby je podać najpierw trzeba wyczyścić nos.
No i co? a no musiałam wrócić do super urządzenia o nazwie Frida, na której widok, moje dziecko dostaje paniki.
Wczoraj rano, gdy wyciągnęłam mu gluty fridą odgrażał się, że ją, jak i mnie wyrzuci do śmieci.
Zawsze jego "groźby" brałam na żarty, ale dzisiaj jak zobaczyłam rozłożoną fridę i brakujące dwie części - zdębiałam.
Skubany zabrał mi dwie części i schował!!!! I to jeszcze zabrał te dwie częsci, bez których nie da się wyczyścić nosa! Cały ranek próbowałam od niego wyciągnąć, gdzie to schował, a ten tylko śmiał się pod nosem i pytał "coo mamo? brakuje czterech częsci od fridy??"

Grrrr, całą chatę przeszukałam i nie wiem gdzie on mógł to włożyć. Ostatecznie pójdę po nową, tylko jak tak dalej pójdzie, to wydam majątek :)

sobota, 18 lipca 2015

Wrócili!!!

Od środy znów jest w domu tłoczno, brudno (w sensie, że czysto, ale nie do końca :D), głośno...

Mati wrócił jakiś taki wyrośnięty, zmężniał.
Misiek natomiast wrócił rozpieszczony na maxaaaaaaaaa. Przez najbliższe dni będę musiała go szybko przestawić na dawne tory.
No cóż, takie uroki bycia u dziadków.

Ospa powoli nas opuszcza, ale przyznam szczerze, że nigdy nie widziałam małego dziecka z ospą i widok mnie przeraził.
Uważam, że Michał przechodzi ospę bardzo "ciężko". Krost ma full, najwięcej na stopach i głowie, jest bardzo marudny i często się do nas przytula. Tydzień za nami także chyba już górki, co??

Czekam jak na szpilkach, kiedy Matiego wysypie. On był szczepiony, więc mam nadzieję, że przejdzie tę chorobę o wiele łagodniej.
Od poniedziałku mam wolne, bo nie ma kto mi siedzieć z Misiem.
I najlepszy tekst szefowej "no, przez tydzień sobie odpoczniesz. Naładujesz baterię"... Buuuuhahaha, dawno się tak nie uśmiałam :)





niedziela, 12 lipca 2015

Bez tytułu :)

To był całkiem zwyczajny piątek.
Rano dzwoni budzik, pięć razy włączona drzemka, za chwilę szybki zryw, bo przecież zaspałam.
W pracy, jak to w pracy, dzień zleciał nie wiadomo kiedy. Dzwonię do męża i szok: "Kochanie ZROBIŁEM OBIAD!". Lecę więc do auta...dzida, rura, gaz, bo żołądek przykleja mi się do kręgosłupa.
Jestem już przed klatką, wbijam kod na domofonie, mijam drugie piętro (mieszkam na 4) i.......na mej drodze ukazała się Pani Jadzia! Sąsiadka spod 7. Wiedziałam już, że obiad wystygnie, ale wzięłam to na klatę.
- Kasia! jak ja cię dawno nie widziałam. Cisza u Was, spokój...z Czesiem już chcieliśmy na policję dzwonić, bo myśleliśmy, że wy dzieci zamordowaliście....
- No, chłopcy pojechali do...
- Taaaak sądziłam, że są u babci. To wy teraz odpoczywacie, co?
- Ja to się trochę uczę, bo obronę mam w niedziele.
- Aaaaaaaaaaa no tak! Bo ty doktorat robisz!?
- Studia podyplomowe, pani Jadziu.
- Nieważne! ważne, że będziesz mieć większe wykształcenie od męża (PADŁAM!! hahaha)
  A czy ty wiesz, że to małżeństwo policjantów z klatki obok się rozeszło??? No wyobrażasz sobie? Już są po rozwodzie, teraz walczą w sądzie o mieszkanie. Opiekę nad dziećmi to ona dostała, ale oni czasami śpią u tego ojca tutaj. A ja teraz mam pieska córki pod opieką, bo wyjechała na wakacje...i my z Czesiem też byliśmy na wakacjach...do rodziny pojechaliśmy, na południe Polski, pogoda dopisała.....A twój Tomek to niedługo 30stke ma, nie?? ojjj to będzie impreza, mam nadzieję, że się załapie na tort....
Ruszyłam pewnym krokiem to przodu, mając nadzieję, że i ona pójdzie, ale nieeeeee, jeszcze coś tam gadała, ja dalej szłam, bo za każdym razem gdy mrugałam, przed oczami miałam mój pyszny obiad zrobiony przez męża (z naciskiem na ZROBIONY przez męża).

Po jakiś grubych 5-7 minutach udało mi się uwolnić. Na stole czekało pyszne spaghetti...ehh taka to pożyje :)

Edit: Post zaczęłam pisać w piątek, ale kończę dziś, więc uroczyście mogę ogłosić, że obronę zdałam na ocenę bardzo dobrą! :)
Jeżeli jeszcze kiedyś przyjdzie mi przez myśl pójście na jakieś studia, to proszę strzelić mnie w łeb!

Z dodatkowych informacji:
Chłopcy wracają w środę.
Michał od piątku ma ospę!!!!! Także tego...zapowiada się spoko czas po ich powrocie.
Odliczamy dni do ospy Matiego :):)
Ale czułam, no po prostu czułam, że złapią ospę w lato :)

poniedziałek, 6 lipca 2015

Tydzień bez dzieci

Jutro mija tydzień, mieli wracać i co???
Mati nie chce wracać, Michałowi z racji wieku większość rzeczy lata i powiewa, a że jest z bratem, to obecność mamy nie za bardzo mu potrzebna i tym oto sposobem zostaję bez dzieci chyba do niedzieli......
W sumie, to nawet mi to pasi, bo w niedzielę mam obronę, także pouczę się bez stresu. No, ale kurde....półtora tygodnia bez dzieci????????????
Niby fajnie, niby odpoczywamy, ale czegoś brakuje.
W domu cicho, czysto, nie potkam się o zabawki, w nogi nie wbijają mi się klocki lego, nikt nie płacze, nie woła "MAMO", nikt się nie bije, nikt nie wyrzuca ubrań z szafy. Po prostu NIC SIĘ NIE DZIEJE!
Jedno wiem na pewno....że im tam dobrze. Rano karmią kurki, potem idą na spacer, po obiadku idą zbierać poziomki. Nie ma czasu na telewizję, na marudzenie, na spanie. Właśnie tak kojarzyły mi się wakacje u babci (których nigdy nie miałam, bo babcie mieszkały ze mną w mieście). Dlatego cieszę się, że oni takie wakacje mają, że co roku pojadą na chwilę do tego "innego" świata.

Mati dzwoni i mówi, że nas kocha, że Michał jest niegrzeczny i pyta kiedy go odwiedzimy.
Także mój odpoczynek się troszkę przedłuży i wiecie co? mimo, że chodzę do pracy mogę powiedzieć, że mam URLOP haha

A Wam jak mijają wakacje????

wtorek, 30 czerwca 2015

Wakacje.

Kto je ma, ten ma.
Ja nie mam wakacji. Nie wycisnę ani dnia urlopu. No cóż, taki urok "nowych" pracowników.
Mąż ma wolny AŻ tydzień, a później obozy, treningi, wyjazdy. Coroczny standard.

W tym roku pierwszy raz mamy zagwozdkę, co zrobić z dziećmi w czasie wolnego w placówkach wychowawczych :)
Jak na złość przerwy chłopaków się nie nachodzą więc trzeba kombinować przez dwa miesiące.
Na pierwszy ogień idzie teściowa.
Okazało się bowiem, że ma do wykorzystania zaległy urlop i właśnie od jutra ma 2 tygodnie wolnego. No więc co? Wymyśliła, że weźmie do siebie Michała (bo akurat od jutra żłobek jest nieczynny).
Pierwsza moja myśl? NIGDY W ŻYCIU. Kurde! jestem z Miśkiem dość specyficznie zżyta i nie wyobrażam sobie oddać go gdzieś na noc, a co dopiero na kilka dni??
Z drugiej strony muszę skorzystać z jej pomocy, bo nie będę miała co z nim zrobić.
Oczywiście, żeby nie było Michałkowi nudno, teściowa zaproponowała, że chce też Matiego.
Yyyyy, ale że jak? że co?? że tak oboje, na tydzień? beze mnie???
Argumenty teściowej bardzo trafne...że przecież Michałek sam by tęsknił, a z Matim będzie mu łatwiej i lżej. Nie odczuje tęsknoty. Gadane to ona ma. Zgodziłam się.
Nie docierało do mnie co się dzieje, aż do dziś, gdy zaczęłam ich pakować.........

Taaak, taka ze mnie wyrodna matka, bo się cieszę!!!!
Cieszę się, że dzieci zaznają wakacji na wsi, że odskoczą od tego miejskiego życia.

No, bo chyba nie sądzicie, że się cieszę, bo będę TYDZIEŃ BEZ DZIECI???
Nie no proszę Was. Tydzień bez dzieci?? NUDA! Totalny beton wręcz.
Co ja niby będę robić??? odpoczywać? wyśpię się?????
Nieee no! czym tu się cieszyć!??? Lipa na maxa!

:D:D:D









piątek, 26 czerwca 2015

Dzień dobry! jestem FOCH.

Mateusz zawsze się fochował, zawsze mu wszystko nie pasowało, ale to co teraz wyprawia to po prostu masakra.
Tak źle nie było już dawno!
Ileż my się nasłuchamy rano, to już nasze (z pozdrowieniami dla Gizmowo  :D )

Tylko oczy otworzy - foch.
Michał za mocno krzyczy - foch.
Przygotuję nie te skarpetki - foch.
Dam picie nie w tym kubku - foch (znów Cię Sylwia pozdrawiam! :D)
Michał się pierwszy ubierze - foch.
Wszyscy się pierwsi ubierzemy - foch.
Jak chcę mu pomóc w ubieraniu, aby przyspieszyć - foch.
Chcę mu dać wziewy - foch.
Słońce w okno świeci - foch.
- "Dziś jest piątek? Mogę wziąć zabawkę do przedszkola?"  "Nie, jest wtorek synku" - foch.
A jak już przyjdzie piątek, to też jest foch, bo on akurat dziś nie chce brać zabawki.
Pies sąsiadów zaszczeka na klatce - foch.
Za szybko idę, wyprzedzam go - foch.
Ktoś przed samym przedszkolem go wyprzedzi i wejdzie pierwszy - foch.

Czasami brakuje mi już sił, bo ja naprawdę się spieszę do pracy, a te jego fochy mi życia nie ułatwiają.
Gdy go odbieram jest już ok. Wesoły wybiega z sali, cieszy się, przeprasza za rano. Codziennie przeprasza i mówi, że przecież te jego fochy i kłótnie z rana były niepotrzebne....
A rano znów to samo :(

Ehh. Wiem, muszę przetrwać.

Dziś natomiast spotkała mnie przemiła niespodzianka w przedszkolu.
Nasz mały foch wygrał...uwaga, uwaga......OGÓLNOPOLSKI konkurs plastyczny pt.: "Vivaldi - cztery pory roku". Oczywiście w swojej grupie wiekowej, ale to i tak WOW. Spośród dzieci z całej Polski wygrał ON. Pracy jeszcze nie widziałam, ale mamy dyplom, nagrody....
Rośnie mi mały artysta :)
Warto żyć dla takich chwil :)



niedziela, 21 czerwca 2015

Ty masz gorzej!

Kilka dni temu, zupełnie przez przypadek, zaszła do mnie do pracy koleżanka z dawnych lat.
Przyszła z córką, aby kupić jej sandały. Nie trudno było zauważyć, że jest w ciąży. Po krótkiej rozmowie, zapytałam, co będzie mieć, a ona z smutną miną oznajmiła, że drugą córę. Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że super! Że ja mam dwóch synów i nie narzekam....po krótkiej chwili usłyszałam: " No to ty masz gorzej ode mnie".
Nie wiedziałam jak zareagować, zdębiałam, autentycznie.
Że niby dlaczego mam gorzej??? Bo mam dwóch wspaniałych ZDROWYCH (bo przecież Mati nie jest chory...musiało minąć prawie 4 lata, abym to zrozumiała) synów, że się fajnie razem bawią, że jestem jedyną kobitą w domu i mam nadzieję, że za paręnaście lat będą mnie nosić na rękach.
Nie rozumiem tego chorego myślenia i chyba nigdy nie zrozumiem.
Albo te ciągłe docinki "do trzech razy sztuka", "teraz czas na dziewczynkę".
Jezuuuuu, nóż się w kieszeni otwiera! To ja mam mieć córkę, aby zaspokoić społeczeństwo?? w takim razie się wszyscy rozczarują, bo ja jestem spełniona jako matka i córka nie jest mi do szczęścia potrzebna.

Tyle tytułem wstępu :)
A teraz przeprosiny, za zaniedbanie bloga.
PRZEPRASZAM!
Przyznam szczerze, że system praca, dom pochłonął mnie totalnie.
Na początku nie mogłam się ogarnąć. Wracałam do domu zmęczona, nie było czasu usiąść do kompa, a co dopiero na napisanie postu.
Teraz jest już lepiej. Weszłam na obroty i mam nadzieję, że posty będą ukazywać się regularnie.

A co u nas?
A no fajnie.
Od lipca zaczyna się przerwa wakacyjna w żłobku, w sierpniu w przedszkolu, więc mam głowę pełną zmartwień, gdzie "upcham" dzieci. Ja urlopu dostanę raptem kilka dni, mąż wyjeżdża na obozy także zostają nam babcie. Nic innego nie wymyślę. Jakoś trzeba kombinować. Mam tylko nadzieję, że za rok te przerwy nam się zejdą i chłopcy będą mieć razem wolne.
Od sierpnia Michałek idzie już do żłobka do którego chodził Mateusz. Udało mi się go przenieść i bardzo mnie to cieszy, bo jest on o wiele bliżej domu i mojej pracy.
Obawiam się tej zmiany, ale Panie już nie mogą doczekać się Miśka i mam nadzieję, że wspólnie podołamy przez te pierwsze dni adaptacji.

U Matiego nadal walczymy z astmą. Teraz jak jest okres pylenia, zaczął kaszleć jeszcze mocniej. Alergolog zwiększył dawkę wziewów. Ehh biedny on. Szkoda mi go bardzo :(

Ja też ostatnio się pochorowałam.
Pojechałam na studia autem męża i klimatyzacją się załatwiłam. Efekt? Zapalenie piątego kręgu szyjnego i nerwu C5. Ból niesamowity, głowa pękała. Czułam się tak źle, że w poniedziałek, gdy nachyliłam się w przedszkolu....zasłabłam. Chyba jakiś ucisk nastąpił i normalnie totalny bezwład poczułam. Śmiałam się potem, że pewnie wyglądałam jak pijana i tylko siary dziecku narobiłam :)

Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda :)





czwartek, 7 maja 2015

Zmiany, zmiany, zmiany.

Dziś tak na szybko....

Właśnie mija trzeci tydzień odkąd poszłam do pracy.
Nowej pracy.
Na początku miałam problem z wdrożeniem się, bo jakby nie patrzeć troszkę w domu siedziałam, ale ostatecznie szybko się ogarnęłam.

Praca fajna, choć sporo rzeczy do nauki. Związana raczej z moimi studiami, więc jak to mówią 5 lat nauki nie poszło na marne :) Pracuję w sklepie medycznym.
Znajome w pracy bardzo sympatyczne i cierpliwe. Dobrze mnie uczą i nie krzyczą jak setny raz zapytam o to samo :)

Dni mijają tak szybko...wychodzimy z domu po 7, wracamy przed 17...ledwo się zakręcę i już kąpiel. Nie mam nawet kiedy nacieszyć się dziećmi.
Zostają weekendy, które są hardcorowe, bo moi synowie nie należą do spokojnych.
Ostatnio zostałam sama z Michałem, a mąż zabrał Matiego na spacer. nie było ich pół dnia. Dotarło wtedy do mnie, jak przy jednym dziecku jest cicho, spokojnie....jest czas na kawe, ciastko i nawet można rzucić okiem na serial :) nudny straszne!!!!....Mateusz wrócił i od razu poczułam się lepiej :) gwar, rozpierducha, krzyki, płacze....TO JEST TO :D haha

Reasumując....to podoba mi się moje nowe życie "na wariackich papierach!".
Mimo, że przychodzę do domu zmęczona, w domu sajgon,  jeszcze trzeba z Matim puzzle poukładać po raz milion tysięczny, to i tak jestem zadowolona :)
Zastanawiam się tylko, gdzie w tym wszystkim znajdę czas na rehabilitację?????? 

Z kolejnych fajnych wieści...Michał chodzi! W końcu mała klucha się ruszyła :) Dalej ma ksywę kaskadera, bo to co wyprawia jest nie do opisania. Z najnowszych wypadków jakie odnotowaliśmy w minionym tygodniu była wbita główka od gwoździa w palec u ręki. Nie pytajcie jak to się stało....Mati brał w tym czynny udział i tyle powinno Wam wystarczyć. 


sobota, 25 kwietnia 2015

Taty dni są policzone!

Chłopcy dziś rano rozrabiali jak nigdy!
Powyrzucali wszystkie ubrania z szuflad i szafy...w pokoju sajgon.
Wchodzi mąż....dość stanowczo i podniesionym głosem informuje ich, że jeśli natychmiast tego nie posprzątają, jeden i drugi będą mieć karę. Po tych słowach zamknął drzwi od pokoju, poszedł do salonu, a ja stałam na korytarzu. Naglę słyszę Matiego:

- Nie no kurcze, Michał! Musimy coś zrobić z tym tatusiem!

Popłakałam się ze śmiechu :)

Idę czuwać nad mężem, bo nie wiadomo, co chłopcy uknuli :)

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Katar, kaszel i takie tam.

Dawno nie chorowaliśmy.
Całe półtora miecha bez smarkania! Jak na Michała, to baaardzo dużo.

Wiedziałam, czułam wręcz, że po szczepieniu MMR będzie jazda.
Szczepiliśmy się 1 kwietnia. Ja, mądra matka tydzień po szczepieniu trzymałam dziecko w domu, aby czegoś nie złapał.
No! i tak oto na 10 dobę po szczepieniu (gdzie już zapomniałam, że owe szczepienie było) wystąpiła gorączka. Trwała dwie doby. Oczywiście ja tłumaczyłam to ZĘBAMI :P No bo co innego? :)
Gorączka trwała dwie doby, po czym zniknęła i nagle pojawiła się wysypka. Normalnie wyglądał jakby miał różyczkę! Wtedy przypomniałam sobie o szczepieniu :)
Poleciałam do lekarza, no i moje przypuszczenia się potwierdziły. Różyczka poszczepienna. Miałam z tym nic nie robić - samo przejdzie. No i przeszło po trzech dniach, a zaraz po tym rozpoczął się katar i kasze.
Od piątku walczę syropem z cebuli, inhalacjami, bo obiecałam sobie, że nie będzie kolejnego antybiotyku! Ileż można???
Dziś poszłam do pediatry, aby go osłuchała, no i terapia domowa działa! :D osłuchowo czysto. Mam dalej leczyć go domowymi sposobami. Mam nadzieję, że wygramy tę walkę :)


wtorek, 14 kwietnia 2015

Mama nie umie się bawić...

...mama jest nudna!

Takie oto słowa powiedział mój starszy syn do ojca swego.

No obraziłam się! Że niby ja? że niby nudna? Pfff, wypraszam sobie.
To ja kurcze setny raz układam te same puzzle ze spidermenem, to ja bawię się codziennie klockami lego, tworząc co rusz nowe budowle, to ja dzień w dzień ścigam się resorakami i przegrywam z kretesem, to JA ganiam się z nim po całym domu udając babę Jagę.....a ojciec przyjdzie po pracy, schowa się z nim trzy razy pod koc, udając, że są na biwaku i kurde tatuś jest super, a mama nie umie się bawić!
Ostatnio po przedszkolu wzięłam go na spacer i jak na złość, ktoś dzień wcześniej bawił się w podchody. No i co? No i wymyśliłam super zabawę w detektywów, szukaliśmy kolejnych strzałek, wskazówek...przeszłam jak głupia pół osiedla, powrót z przedszkola zajął nam 3 godziny....no, ale jestem nudna.

Też tak u Was jest? że Wy stajecie na rzęsach, aby umilić czas dzieciom, a one i tak wpatrzone w tatusia jak w obrazek i to tatuś jest super?
Oczywiście ja się śmieję z tego i ogólnie cieszę się, że mimo tego, że mąż tak mało spędza z chłopakami czasu, to i tak Mati go uwielbia....no, ale kurde no! Gdzie choć trochę wdzięczności??? :)

Zmieniając temat....w weekend chłopakom odbiło. Autentycznie, nie wiem co się działo...jakaś pełnia czy coś, ale te dwa dni mnie wymęczyły psychicznie.
Michałowi idą czwórki...nocki lekko zarwane, w dzień marudzenie, płacz bez powodu, między jednym szlochem, a drugim rozrabiał tak, że wychodziłam z siebie.
Co najlepsze....u mnie nie jest tak, że młodszy naśladuje starszego, tylko odwrotnie.





Widziałam całą sytuację przez szparę w drzwiach i to Misiek pierwszy tam wlazł, a Mati jak cień za nim.... To już jak dla mnie hard level...Nie ogarniam. Psychiatryk już blisko :)





czwartek, 9 kwietnia 2015

Dzień dobry, cześć i czołem!

Jesteśmy, żyjemy, mamy się dobrze!

Pogoda za oknem dopisuje to i jakoś humor i wena wracają :)

Nie wiem kiedy zleciał marzec. Serio. Czas mi zasuwa strasznie.

Niedawno rozbierałam choinkę, a tutaj już po święceniu jaj :)
W tym roku poszłam do kościoła z Matim z koszyczkiem. Śmiechu było co nie miara, bo Mateusz na cały kościół zapytał, czy "Pan Ksiądz zabierze nam jedzonko z koszyczków". Wytłumaczyłam mu, że nie, że on je tylko poświęci, a my je jutro zjemy. Potem oczywiście 100 pytań do: Dlaczego Pan Ksiądz nie ma koszyczka?, Dlaczego Pan Ksiądz jest w sukience i dlaczego Kolega Pana Księdza zbiera pieniążki. Jednym słowem MA SA KRA!
Dobrze, że w koło siedzieli sami młodzi ludzie i śmiali się do łez. Choć jedna starsza pani była bardzo obruszona i szybko się przesiadła.
W sumie się nie dziwie. Przyszła się pomodlić, a tutaj jakiś 3 latek jej gada nad uchem. Mogła to jednak zrobić dyskretnie, a nie pokazywać nam wymownie jacy jesteśmy "BE".

Śniadanie Wielkanocne najpierw zjedliśmy u nas w domu. Oczywiście jedzenia malutko, symbolicznie, ale chciałam tę tradycję zacząć już wprowadzać. Tak samo jest w Wigilię. Najpierw jemy symboliczną kolację w domu, a potem idziemy do rodziców.

Chłopcy rosną.
Mati pyskuje, dyskutuje, wymądrza się bardzo. Dalej lubi układać puzzle i ostatnio zaczął dość dużo rysować.
Leki na astmę i AZS bardzo pomagają. AZSu już się pozbyliśmy, a astma jest w ogóle nieuciążliwa. Pan doktor powiedział, że młody bardzo dobrze zareagował na leki i, że jest szansa, że z tej astmy wyrośnie.
Teraz tylko muszę zapisać go do laryngologa, aby sprawdzić, czy nie ma powiększonych migdałów.

Misiek natomiast rozrabia ile wlezie.
Jeszcze nie chodzi, ale włazi wszędzie. Czasami się puści, ale dupa za ciężka i ściąga go w dół :)
Tydzień temu byliśmy na szczepieniu. Mierzy 83 cm i waży 11,1 kg. Kawał chłopa.
Na liczniku 9 zębów.

Wszystkim którzy wytrwale czekali na mój powrót serdecznie dziękuję :)
Obiecuję, że już nigdy więcej na tak długo Was nie zostawię :)

Pozdrawiamy :*



wtorek, 17 marca 2015

Ehhhh..

Długo mnie nie było, nic nie pisałam, bo autentycznie gdzieś brakło mi sił.
Zabiegany to był czas i taki jakiś nerwowy.

Najgorszą rzeczą jaka nas spotkała podczas mojej nieobecności tutaj, to diagnoza Mateusza - ASTMA!
Jakoś sobie radzimy, bierzemy wziewy, ale nie wiem czy on to dobrze wdycha. Kaszel jest mniejszy więc to najważniejsze.
Kolejna diagnoza alergologa - AZS. Tylko nie wiadomo na co. Dziś byliśmy na pobraniu krwi z palca i czekamy na wyniki. Generalnie lekarz nas uprzedził, że wyniki mogą nie wykazać alergii, a i tak może ją mieć. Także ogólnie rewelacja!
Jestem przybita.

Dodatkowo ciągle czekamy na opinię biegłego, wszystko zawieszone w powietrzu i przez to chodzę taka nieprzytomna, podenerwowana.

Całe szczęście, że Misiek w końcu zdrowy. Tfu, tfu, żeby nie zapeszyć!

Odezwę się na dniach, obiecuję!

Zaglądajcie, nie zostawiajcie mnie!! :*

poniedziałek, 23 lutego 2015

O "wojnie" słów kilka

Wiele razy pisałam już o sądzie, rozprawach, przesłuchaniach, ale tak naprawdę nigdy wcześniej nie opisywałam dokładnie tej całej sądowej przepychanki.

W związku z tym, że parę osób dopytuje o to w komentarzach, postanowiłam napisać odrębny post na ten temat.

Otóż w kwietniu 2013 roku (gdy Mati miał ponad półtora roku), złożyłam pozew do Sądu Cywilnego o zadośćuczynienie, co miesięczną rentę i zwrot kosztów dotychczasowego leczenia.
Od razu zaznaczę, że o przedawnieniu sprawy nie ma mowy, gdyż w tym przypadku ulega ona przedawnieniu w momencie ukończenia przez dziecko 21 roku życia. Równie dobrze, mogłam poczekać i pozwolić Mateuszowi samemu ubiegać się odszkodowania...no, ale po co zwlekać? Z racji tego, że procesy ciągną się latami lepiej zacząć od razu.

Pierwsza rozprawa odbyła się w listopadzie 2013, czyli ponad pół roku od złożenia pozwu. Trwało to tak długo, gdyż oczywiście najpierw były próby pisemnej ugody, potem walczyliśmy o zmniejszenie kosztów sądowych. Tyle to trwa.

Na tym posiedzeniu Sądu zeznawał mój mąż oraz moi rodzice.

Następny termin został wyznaczony na luty 2014. Rozprawa odbyła się dokładnie 6 lutego czyli 13 dni przed urodzeniem Michała.  Tutaj przyszedł czas na zeznania pracowników szpitala. Zeznawali lekarze i położne, którzy mieli dyżur podczas mojego porodu. Była to dla mnie ciężka rozprawa. Mało co nie urodziłam na sali sądowej.
Wtedy to właśnie, jedna z położnych zeznała, że podczas porodu wykonała mi pomiar miednicy, gdzie tak naprawdę tego nie zrobiła. Podczas jej zeznań okazało się także, że wymiary mojej miednicy są wpisane w dokumentacje porodu i dziwnym trafem tylko ona wiedziała, gdzie one są zapisane!
Wiedząc, że ta kobieta w żywe oczy kłamie, postanowiłam złożyć zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia prze nią przestępstwa fałszowania dokumentacji medycznej i składania fałszywych zeznań (tę sprawę opiszę za chwilę).

Kolejna rozprawa odbyła się w kwietniu 2014 (czyli jak można zauważyć rozprawy są wyznaczane mniej więcej co 3 miesiące). Tutaj zeznawała reszta świadków, w większości był to personel szpitala, pielęgniarki i położne, które zajmowały się Matim po porodzie (gdyż w tym aspekcie też mam wiele zarzutów do szpitala).
Głównym punktem tej rozprawy były wspomniane już wyżej wymiary miednicy, które naprawdę zostały mi zmierzone podczas porodu Michała i okazło się, że są one o wiele MNIEJSZE niż te wymyślone przez panią położną prawie 3 lata wcześniej. Nie trzeba być lekarzem, aby wiedzieć, że jest to całkowicie niemożliwe, bo miednica po każdym kolejnym porodzie może być taka sama lub większa, a na pewno nie mniejsza. Dzięki narodzinom Michałka uzyskałam bardzo ważny dowód :)
Wtedy też został wyznaczony przez sędziego biegły sądowy z dziedziny ginekologii i położnictwa, aby profesjonalnie wypowiedział się w sprawie, a szczególnie w temacie wymiarów mojej miednicy, które tak się różnią.

Na opinię biegłego musieliśmy bardzo długo czekać. Niestety okazała się ona dla nas skrajnie niekorzystna. Pan biegły całkowicie "olał" temat, opinia była lakoniczna, niepełna i dość mało profesjonalna. Oczywiście napisał, że podczas porodu wszystko było ok, a o wymiarach miednicy wypowiedział się tylko "wymiary miednicy rodzącej były prawidłowe"...yhy...ale które wymiary???
Moja adwokat szybko odpowiedziała i zarzuciła mu to, że w ogóle się nie odniósł do tego, że wymiary z dwóch porodów tak się różnią.
Biegły napisał drugą, uzupełniającą opinię w której stanowczo napisał, że niemożliwym jest, aby miednica rodzącej była o tyle mniejsza przy kolejnym porodzie i zaproponował kolejny pomiar miednicy.
Troszkę nas to zdziwiło, bo jak wiadomo, wymiar miednicy, gdy kobieta nie jest w ciąży, może być troszkę mylący. Zawsze mówi się, że przed samym porodem miednica się poszerza więc tym bardziej nie widziałam sensu kolejnego pomiaru.
Sąd jednak przychylił się do propozycji biegłego i nakazał mi stawić się w umówionym miejscu i czasie u biegłego.
Pomiar ten odbył się niedawno, bo 10 lutego. Znam wynik tego pomiaru. Nie mogę go jednak podać, ani nic o tym napisać, dopóki nie otrzymamy opinii od biegłego. Będzie to bardzo ważna opinia, bo ma on się odnieść do tych wszystkich 3 pomiarów, jak one się mają do siebie i do tego, że jestem już po dwóch porodach. Czekam jak na szpilkach!

Na tym etapie jest sprawa cywilna, a jak ma się moje postępowanie karne, o którym pisałam wyżej?

Prokuratura rozpoczęła postępowanie przygotowawcze, aby po ponad pół roku (w listopadzie 2014) je umorzyć.
Od razu odwołałam się od tej decyzji, gdyż prokuratura w ogóle nie skupiła się na meritum sprawy, (czyli na fałszowaniu dokumentacji i składaniu przez położną fałszywych zeznań), a próbowała znów udowadniać kto zawinił przy porodzie, kto jest winny porażeniu i jak w ogóle do tego doszło.
A mi przecież nie o to chodziło! Moje zażalenie zostało przyjęte i sąd karny wyznaczył termin rozprawy właśnie na 19 lutego br. na którym miał ogłosić wyrok, czy śledztwo wznawia, czy podtrzymuje decyzję prokuratora o umorzeniu.
No i właśnie w dzień urodzin Michałka, sąd postanowił, że wznawia postępowanie, a więc sprawa zaczyna się od nowa! Co bardzo mnie cieszy, bo rzadko się zdarza, że sąd nie podtrzymuje decyzji prokuratorów. Jest to nadzieja na to, że może kłamstwo nie zostanie zamiecione pod dywan.
Też duże znaczenie będzie miała tutaj ta trzecia opinia biegłego...dlatego bardzo proszę o trzymanie kciuków!!!!!

O jakichkolwiek nowinkach w tym temacie będę informować :)



piątek, 20 lutego 2015

Kocham Cię nad życie!!!

No i stało się!
Michał wczoraj skończył ROK!

Poważna sprawa :) Impreza dopiero jutro więc dmuchanie świeczki jeszcze przed nim.

Szybko minął ten rok. To był wspaniały czas. Czas, że tak powiem beztroskiego macierzyństwa. Nie było rehabilitacji, szpitali, wyjazdów na konsultacje. Czas refleksji i wzruszeń.
Jeszcze półtora roku temu nie wyobrażałam sobie jak to będzie w czwórkę. Obawiałam się porodu, obawiałam się WSZYSTKIEGO! A teraz? A teraz nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie Michałku! Jesteś naszym promyczkiem, śmieszkiem i lekarstwem na smutek :) Kochamy Cię najmocniej na świecie i dziękujemy Bogu, że Cię mamy...zdrowego, silnego!
Każdego dnia dziękuje za to, że mogłeś (w przeciwieństwie do Twojego brata) przyjść na świat w godnych warunkach i mieć dobrą i fachową opiekę.
Żyj nam sto lat Michałku!


A jaki jest nasz roczniak?
A no broi strasznie.
Raczkuje, staje przy meblach, ale jeszcze się "nie puszcza". Do pierwszego kroczku mu daleko :)
Wchodzi już niestety na meble i to jest straszną udręką, ale damy radę.
Mówi sporo sylab. Bardzo dużo rozumie i bardzo dużo je :) Od tygodnia przesypia całe nocki, a jak się przebudzi to wystarczy troszkę wody i zasypia dalej.
Uwielbia wkładać coś do pojemnika, a potem to wysypywać i tak w kółko. W ogóle nie interesuje się bajkami. Jego ulubionym zajęciem jest przeszkadzanie Mateuszowi w zabawie, a od tego już niedaleko do bójki. Jak Mateusz zabierze mu jakąś zabawkę od razu jest ryk. Oczywiście my na to nie reagujemy, więc on z tej bezsilności idzie do stołu i rozwala ułożone przez Matiego puzzle. Taka braterska miłość, czy coś :) :)
Ma 82 cm wzrostu, waży 11 kg, a w jego paszczy odnotowałam 7 zębów!

PS: Wczorajsza rozprawa poszła bardzo pomyślnie!!! Co jest kolejnym powodem do radości. Dziękuje Wszystkim którzy trzymali kciuki.



piątek, 6 lutego 2015

Luty, luty, luty!

Dżizas....już luty? przecież wczoraj witaliśmy Nowy Rok, a już jest luty?????

Muszę się ogarnąć!
Cały styczeń spędzony w 4 ścianach źle na mnie wpłynął.

Misiek już zdrowy! Poszedł do żłobka i po 3 dniach znów katar.....Także tego... :) Walczymy, inhalujemy się, podajemy witaminki i oby już bez chorób!!

Luty to bardzo pracowity miesiąc będzie dla mnie/dla nas.

Na pierwszy ogień sesja. Moja sesja, na studiach. Jutro jadę i mam nadzieję, że wszystko ładnie pozaliczam i pierwszy semestr studiów pójdzie w niepamięć :) proszę o trzymanie kciuków.

Kolejna ważna rzecz to Sąd. Rozprawę mamy dokładnie...uwaga, uwaga 19 lutego - w urodziny Michała :) Cóż za wspaniały zbieg okoliczności! Tutaj też proszę o trzymanie kciuków.

No i trzecia, najważniejsza rzecz, już wspomniana - urodziny Michała.
Mam nadzieje, że nic nam nie przeszkodzi...żadne choroby, szpitale, czy inne niezapowiedziane rzeczy.

Mati w zeszłym tygodniu był kilka dni u dziadków.
Wrócił jakiś taki wyrośnięty, poważny...masakra!
Zaczyna się etap trudnych pytań.
Ostatnio, jadąc z mężem samochodem, zapytał się, dlaczego księżyc ciągle za nimi jedzie? :)
Mnie kilka dni temu zapytał, czy on też wyszedł brzuszkiem jak Michałek. Powiedziałam, że nie, a on stwierdził, że się domyślał, bo mam tylko jedną bliznę, a nie dwie. Po czym padło "a ja którędy wyszŁEM??" :) Dobrze, że mu się siusiu zachciało, to pobiegł i do tematu już nie wróciliśmy :) Wiem jednak, że na następny raz muszę być przygotowana!



poniedziałek, 26 stycznia 2015

Byle do wiosny!

Nie lubię zimy.
Jezu, jak ja nie lubię zimy.
Jeszcze gdyby śnieg był, mroźno było i słoneczko świeciło, to ewentualnie mogłabym to jakoś przetrwać.
A tak, to NIEEEEE!

Cały styczeń, ale to calusieńki siedzę w domu.
Najpierw ja byłam chora, potem zachorował Misiek, potem znów ja i teraz znów Misiek. Można? A no można!
I tak siedzimy w chałupie juz chyba 20 dzień z rzędu i tylko zmieniamy antybiotyki, syropy i tabletki.

Całe szczęście, że już idzie ku lepszemu i może w końcu wyjdziemy na prostą.

A co się działo u nas przez te 20 dni?
Był bal karnawałowy w przedszkolu.
Mati oczywiście chciał być przebrany za Zygzaka McQueena (dramat!). Nigdzie nie mogłam znaleźć takiego przebrania, ale znalazłam strój najlepszego kumpla Zygzaka - Złomka. Ciężko było go przekonać, ale udało się :)
W miniony piątek odbyło się przedstawienie z okazji dnia Babci i Dziadka.
Każde dziecko zrobiło dla dziadków po serduszku z masy solnej. Mati wziął oba do domu, bo przecież on je robił więc to są jego, a dziadkowie mogą ewentualnie przyjść do nas obejrzeć :)

Najważniejszym tematem nadchodzących dni jest ROCZEK Michała!
Pamiętam jak zbliżał się roczek Matiego.....ta trauma związana z porodem, z tym co nas spotkało...pamiętam jak nie chciałam tego dnia, jak bałam się wspomnień i łez.
Teraz jest inaczej. Teraz odliczam dni i już nie mogę się doczekać.

Właśnie miał spać, abym mogła posta napisać, a słyszę, że w łóżeczku dzieje się niezła rozpierducha.
Uciekam więc i melduję, że wracamy do żywych i zdrowych - W KOŃCU! :)






czwartek, 8 stycznia 2015

Artysta

- Mamusiu, mamusiu! Chodź szybko!!!!!!!! Narysowałem dla ciebie serduszko!

Idę więc do salonu, a on wita mnie wielkim uśmiechem:

- Taaaaaadaaaaaam!!! NIESPODZIANKA!





Piękne synku................PIĘKNE!!!!!