poniedziałek, 23 lutego 2015

O "wojnie" słów kilka

Wiele razy pisałam już o sądzie, rozprawach, przesłuchaniach, ale tak naprawdę nigdy wcześniej nie opisywałam dokładnie tej całej sądowej przepychanki.

W związku z tym, że parę osób dopytuje o to w komentarzach, postanowiłam napisać odrębny post na ten temat.

Otóż w kwietniu 2013 roku (gdy Mati miał ponad półtora roku), złożyłam pozew do Sądu Cywilnego o zadośćuczynienie, co miesięczną rentę i zwrot kosztów dotychczasowego leczenia.
Od razu zaznaczę, że o przedawnieniu sprawy nie ma mowy, gdyż w tym przypadku ulega ona przedawnieniu w momencie ukończenia przez dziecko 21 roku życia. Równie dobrze, mogłam poczekać i pozwolić Mateuszowi samemu ubiegać się odszkodowania...no, ale po co zwlekać? Z racji tego, że procesy ciągną się latami lepiej zacząć od razu.

Pierwsza rozprawa odbyła się w listopadzie 2013, czyli ponad pół roku od złożenia pozwu. Trwało to tak długo, gdyż oczywiście najpierw były próby pisemnej ugody, potem walczyliśmy o zmniejszenie kosztów sądowych. Tyle to trwa.

Na tym posiedzeniu Sądu zeznawał mój mąż oraz moi rodzice.

Następny termin został wyznaczony na luty 2014. Rozprawa odbyła się dokładnie 6 lutego czyli 13 dni przed urodzeniem Michała.  Tutaj przyszedł czas na zeznania pracowników szpitala. Zeznawali lekarze i położne, którzy mieli dyżur podczas mojego porodu. Była to dla mnie ciężka rozprawa. Mało co nie urodziłam na sali sądowej.
Wtedy to właśnie, jedna z położnych zeznała, że podczas porodu wykonała mi pomiar miednicy, gdzie tak naprawdę tego nie zrobiła. Podczas jej zeznań okazało się także, że wymiary mojej miednicy są wpisane w dokumentacje porodu i dziwnym trafem tylko ona wiedziała, gdzie one są zapisane!
Wiedząc, że ta kobieta w żywe oczy kłamie, postanowiłam złożyć zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia prze nią przestępstwa fałszowania dokumentacji medycznej i składania fałszywych zeznań (tę sprawę opiszę za chwilę).

Kolejna rozprawa odbyła się w kwietniu 2014 (czyli jak można zauważyć rozprawy są wyznaczane mniej więcej co 3 miesiące). Tutaj zeznawała reszta świadków, w większości był to personel szpitala, pielęgniarki i położne, które zajmowały się Matim po porodzie (gdyż w tym aspekcie też mam wiele zarzutów do szpitala).
Głównym punktem tej rozprawy były wspomniane już wyżej wymiary miednicy, które naprawdę zostały mi zmierzone podczas porodu Michała i okazło się, że są one o wiele MNIEJSZE niż te wymyślone przez panią położną prawie 3 lata wcześniej. Nie trzeba być lekarzem, aby wiedzieć, że jest to całkowicie niemożliwe, bo miednica po każdym kolejnym porodzie może być taka sama lub większa, a na pewno nie mniejsza. Dzięki narodzinom Michałka uzyskałam bardzo ważny dowód :)
Wtedy też został wyznaczony przez sędziego biegły sądowy z dziedziny ginekologii i położnictwa, aby profesjonalnie wypowiedział się w sprawie, a szczególnie w temacie wymiarów mojej miednicy, które tak się różnią.

Na opinię biegłego musieliśmy bardzo długo czekać. Niestety okazała się ona dla nas skrajnie niekorzystna. Pan biegły całkowicie "olał" temat, opinia była lakoniczna, niepełna i dość mało profesjonalna. Oczywiście napisał, że podczas porodu wszystko było ok, a o wymiarach miednicy wypowiedział się tylko "wymiary miednicy rodzącej były prawidłowe"...yhy...ale które wymiary???
Moja adwokat szybko odpowiedziała i zarzuciła mu to, że w ogóle się nie odniósł do tego, że wymiary z dwóch porodów tak się różnią.
Biegły napisał drugą, uzupełniającą opinię w której stanowczo napisał, że niemożliwym jest, aby miednica rodzącej była o tyle mniejsza przy kolejnym porodzie i zaproponował kolejny pomiar miednicy.
Troszkę nas to zdziwiło, bo jak wiadomo, wymiar miednicy, gdy kobieta nie jest w ciąży, może być troszkę mylący. Zawsze mówi się, że przed samym porodem miednica się poszerza więc tym bardziej nie widziałam sensu kolejnego pomiaru.
Sąd jednak przychylił się do propozycji biegłego i nakazał mi stawić się w umówionym miejscu i czasie u biegłego.
Pomiar ten odbył się niedawno, bo 10 lutego. Znam wynik tego pomiaru. Nie mogę go jednak podać, ani nic o tym napisać, dopóki nie otrzymamy opinii od biegłego. Będzie to bardzo ważna opinia, bo ma on się odnieść do tych wszystkich 3 pomiarów, jak one się mają do siebie i do tego, że jestem już po dwóch porodach. Czekam jak na szpilkach!

Na tym etapie jest sprawa cywilna, a jak ma się moje postępowanie karne, o którym pisałam wyżej?

Prokuratura rozpoczęła postępowanie przygotowawcze, aby po ponad pół roku (w listopadzie 2014) je umorzyć.
Od razu odwołałam się od tej decyzji, gdyż prokuratura w ogóle nie skupiła się na meritum sprawy, (czyli na fałszowaniu dokumentacji i składaniu przez położną fałszywych zeznań), a próbowała znów udowadniać kto zawinił przy porodzie, kto jest winny porażeniu i jak w ogóle do tego doszło.
A mi przecież nie o to chodziło! Moje zażalenie zostało przyjęte i sąd karny wyznaczył termin rozprawy właśnie na 19 lutego br. na którym miał ogłosić wyrok, czy śledztwo wznawia, czy podtrzymuje decyzję prokuratora o umorzeniu.
No i właśnie w dzień urodzin Michałka, sąd postanowił, że wznawia postępowanie, a więc sprawa zaczyna się od nowa! Co bardzo mnie cieszy, bo rzadko się zdarza, że sąd nie podtrzymuje decyzji prokuratorów. Jest to nadzieja na to, że może kłamstwo nie zostanie zamiecione pod dywan.
Też duże znaczenie będzie miała tutaj ta trzecia opinia biegłego...dlatego bardzo proszę o trzymanie kciuków!!!!!

O jakichkolwiek nowinkach w tym temacie będę informować :)



4 komentarze:

  1. A więc trzymam mocno kciuki, żeby opinia była korzystna:)

    I stwierdzam, że niezłe kwiatki tam się dzieją...

    OdpowiedzUsuń
  2. Powodzenia i siły życzę w dalszej walce o sprawiedliwość.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, też jestem mama Erba i walczę... już szósty rok. W pierwszej instancji wygraliśmy. Obecnie jest apelacja z obu stron. Trzymamy kciuki z Was:)

    OdpowiedzUsuń