czwartek, 14 sierpnia 2014

Sentymentalnie

Oglądałam dziś zdjęcia Mateuszka zaraz po porodzie i wzięło mnie na sentymenty :)

W lipcu minęły 2 lata odkąd istnieje mój blog.
Głównym powodem rozpoczęcia mojej blogowej historii, była chęć dotarcia do osób, które również mają dzieci z porażeniem splotu.

Pamiętam jak sama po wyjściu ze szpitala szukałam jakiejkolwiek pomocy, wsparcia. Trafiłam wtedy na forum porażenia splotu, ale już wtedy ledwo ono funkcjonowało, a dzisiaj niestety nie istnieje :(
Udało mi się jednak skontaktować z kilkoma rodzicami i uzyskać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Zostałam naprowadzona, wiedziałam co dalej robić i na co mam zwracać uwagę.

Na początku mój blog był typowo o porażeniu Mateusza. Skupiałam się na tym co nas spotkało, co obecnie się u nas dzieje. Wtedy nasze życie kręciło się tylko wokół porażenia i nic innego się nie liczyło.
Teraz, kiedy Mati jest coraz starszy, a stan jego rączki idzie nieustannie ku lepszemu, w moich wpisach zaczynam odbiegać troszkę od tematu przewodniego. Rehabilitacja i porażenie stało się naszą codziennością, nauczyliśmy się z tym żyć, a co najważniejsze...pogodziliśmy się, a tak naprawdę ja się pogodziłam z tym, co nas spotkało. Uwolniłam się od poczucia winy (tak! byłam tak głupia, że się za to winiłam!!!) i od ciągłego zastanawiania się "a co by było gdyby...".

Przez te 2 lata odezwało się do mnie kilkoro rodziców, którzy też doświadczyli ciężkiego porodu, zakończonego porażeniem splotu. Odebrałam sporo maili z pytaniami, z wątpliwościami...ile mogłam pomogłam i wsparłam. Jest to dla mnie motywacja i dowód na to, że prowadzenie mojego bloga ma chyba jakiś sens :) Mimo, że czyta mnie garstka ludzi, to niektórzy z Was chyba pierwszy raz spotkali się z nazwą  porażenie splotu ramiennego...no i przede wszystkim trafiają do mnie najbardziej zainteresowani, czyli inni rodzice splociaków :) Cieszy mnie to bardzo, a z drugiej strony serce boli, że pomimo XXI wieku, świetnej aparatury i niby tak dobrych specjalistów, dalej, nagminnie dochodzi do powikłań okołoporodowych.

Kończąc moje dzisiejsze sentymentalne wypociny, chciałabym przypomnieć innym rodzicom zainteresowanym problemem porażenia, że służę pomocą.
Z boku macie Państwo mojego maila i w razie jakichkolwiek pytań proszę śmiało pisać :)

życzę miłego dnia :)


5 komentarzy:

  1. Masz rację przy tak rozwiniętej medycynie, nie powinno dochodzić do takich sytuacji. Dobrze, że służysz innym rodzicom swoją wiedzą i doświadczeniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. No świetny wpis. Oczywiście że odezwę się do Ciebie bo tak się składa, że mam parę pytań. U mnie są takie dni że ja sama siebie obwiniam za finał tego porodu i choć mąż był ze mną nie rozumie mojego poczucia winy. Pisałam jeszcze z jedną mamą o porażeniu lecz ty ,Twój blog , oraz syn jesteście mi najbliżsi może dlatego że rączka naszych dzieci ma podobne uszkodzenie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. oj tak Twoja wiedza i przeżycia dają ludziom z takimi problemami nadzieję i światełko w tunelu że może być dobrze:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie najbardziej cieszy to, że idzie ku lepszemu :)
    Porażenie przestało być chyba przygnębiającą codziennością?
    Mati sobie świetnie radzi, Ty też :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, dokładnie...przestało być przygnębiającą codziennością...pięknie to ujęłaś :)

      Usuń