środa, 18 lipca 2012

Kobieta... istota zazdrosna

No cóż, czas to przyznać. Zazdrośnica ze mnie do potęgi. Z zazdrości to czasami wariuje.
Najbardziej wariowałam na początku macierzyństwa. I wcale nie chodziło o to, że zostało mi 5 kg do zrzucenia, że jestem nieatrakcyjna, a mój mąż pewnie ogląda się za innymi kobietami. Miałam to w dupie! Byłam zazdrosna o inne dzieci. Zazdrościłam innym matkom, które prowadzą beztroskie macierzyństwo, cieszą się każdą chwilą ze swoją pociechą, wychodzą na spacery kiedy chcą i wyjeżdżają gdzie chcą!
U nas tak to niestety nie wyglądało. Codziennie chodzenie po lekarzach...Nie no sorry na początku każda matka chodzi do lekarzy...a to bioderka, a to pediatra...no, ale dodając do tego neurologa, chirurga, kontrolę uszu, usg brzucha, głowy to nagle okazuje się, że spędzasz w szpitalach i przychodniach więcej czasu niż w domu! ten nawał wizyt trwał pierwsze trzy tygodnie życia Mateusza.  Potem jednak nie było lżej, doszła rehabilitacja, codziennie, na konkretną godzinę....
Pamiętam, że na początku chodziliśmy na ćwiczenia na godzinę 12. Cieszyłam się, bo się wyśpię, bo rano jeszcze zdążę coś ogarnąć. Potem jednak zaczęłam dostrzegać, że gdy ja uspokajam płaczące dziecko na rehabilitacji, moje koleżanki spacerują sobie beztrosko po mieście i ogólnie mają "hajl lajf".
Jedna kiedyś uparcie do mnie wydzwaniała i próbowała na taki spacer wyciągnąć. Tłumaczyłam jej, że mam rehabilitację o tej godzinie. No to wpadła na pomysł, że może po rehabilitacji? Pomysł super, tylko, że po rehabilitacji chciałabym wrócić do domu, coś zjeść, nakarmić małego i ODPOCZĄĆ chwilę więc będę mogła wyjść dopiero około godziny 15. -A to nie, bo wtedy to my już wracamy do domu ze spaceru. No to nie!Choć biorąc pod uwagę, że była wczesna zima, to spacer po 15 nie był dobrym pomysłem, no ale inaczej nie mogłam... Koleżanka już potem odpuściła...nie odzywa się do dziś :)

Im Mateusz był starszy, a dzień stawał się dłuższy, zaczęłam próbować przekładać rehabilitację na wcześniejszą godzinę...i tak najpierw była 11, potem 10, 8...swoje godziny spacerów również zmieniałam, spacerowałam zazwyczaj po ćwiczeniach, bo mały padał po nich w mgnieniu oka.
Kiedyś zadzwoniła do mnie znajoma...tak pogadać o pierdołach...-"cześć co robisz", -"jestem na spacerze z Matim", -"na spacerzee???? o tej porze??? przecież jest 9.15!!" ... poczułam się wtedy jak psychopatka, która wyciąga dziecko na spacer w środku nocy :)

Teraz już wiem, że moja zazdrość była niepotrzebna i totalnie bez sensu. Przecież te wszystkie matki które według mnie prowadziły beztroskie macierzyństwo też pewnie miały swoje problemy, mniejsze bądź większe, ale dla nich były wielkim utrapieniem.

Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz