piątek, 14 września 2012

No i zaczęło się...

...Rok temu o godzinie 20:35 odeszły mi wody. Oglądałam "Na Wspólnej", akurat była przerwa więc poszłam sobie zrobić kolacje, a tu taka niespodzianka. Jak na złość byłam sama w domu, w łazience przepaliła się żarówka(!!) i w ciemnościach domyślałam się, co to ze mnie leci :) ich ilość nie była przerażająca, ale jednak zaczęłam się denerwować.
Szybko zadzwoniłam do męża, aby ewakuował się z pracy. Posłuchał. Przyjechał bardzo szybko. Jego największym problemem w tamtej chwili było to, w co ma się ubrać na porodówkę! Doradziłam mu garnitur, ale wybrał dres :)
Na izbie przyjęć o dziwo było pusto i cicho. Mi się wydawało, że od odejścia wód minęła godzina, a na łóżku porodowym dupsko położyłam dopiero o 23:10!! Potem były już tylko krzyki, jęki, przekleństwa i tak dotrwałam (dotrwaliśmy) do godziny 9:00!
No, a dalszą część historii już znacie...




1 komentarz:

  1. jak ja trafiłam na izbe to też było pusto i cicho..trochę jak z horroru :)

    Powodzonka juto na urodzinkach :)
    I już Wszystkiego Najlepszego dla Matiego.
    Zdrówka bo to najważniejsze :)

    OdpowiedzUsuń