sobota, 1 września 2012

Matka podpadła w żłobku

Wczoraj zaniosłam do żłobka tę nieszczęsną wyprawkę.
Zapakowałam ciuszki, buciki, pieluszki, chusteczki mokre i zwykłe. Wszystko zapakowałam w taki fajny pokrowiec, chyba po poduszce. Pokrowiec na środku podpisałam markerem. Ogólnie mucha nie siada, wszystko pięknie ładnie :)
Weszłam do żłobka, a tam armagedon. Wielkie sprzątanie, podłogi mokre, muza gra na całą parę :)
Nagle z jednej z sal wyszła do mnie pani. Miała czarne włosy, całą ubrudzoną twarz, była strasznie zasapana, ale szczęśliwa. Na początku było mi głupio, że jej przerwałam, bo naprawdę czerpała z tego sprzątania wielką radość :)
Powiedziałam, że wyprawkę przyniosłam. Myślałam, że pokaże mi gdzie jest szafeczka, że będę mogła sama wszystko tam włożyć. Niestety rozczarowałam się, bo ona ode mnie wzięła nasz super pokrowiec i nie zamierzała mnie nigdzie wpuszczać. Szybko przejrzała, co przyniosłam. Problemu nie miała, bo pokrowiec był przezroczysty i nagle z wielkimi pretensjami zapytała: "A dlaczego tak mało pieluch????" Głupio mi się zrobiło jak nie wiem. Spakowałam ich około 15 sztuk, bo więcej w domu nie miałam.
Trochę z burakiem na twarzy, zaczęłam się tłumaczyć, że doniosę w poniedziałek, że 31 dziś jest i tak nie bardzo było jak....bla bla bla.
Ona się tylko uśmiechnęła, powiedziała, że rozumie, ale żebym koniecznie je przyniosła.
Kurde, powiem Wam szczerze, że ja nie wiedziałam, że muszę tam zanieść całą paczkę. Myślałam, że sztukami mogę donosić.
Jednym słowem dałam plamę strasznie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz