W czwartek odbyła się rozprawa...
Dramat, po prostu dramat... nie ma innego słowa, aby opisać to, co tam się działo.
O ile na początku lekarze zeznawali bardzo pomyślnie (jeden drugiemu zaprzeczał), to potem jak pojawiły się Panie położne, to myślałam, że urodzę.
Mataczenie, kłamstwa i łganie w żywe oczy!
Wyobraźcie sobie, że nikt mi przed porodem nie mierzył miednicy, a nagle nie wiadomo skąd wpis z moimi wymiarami znalazł się w dokumentacji!!!
I co lepsze...tylko położna, która niby tego pomiaru dokonywała wiedziała, w którym miejscu odgiąć kartkę, aby owy wpis zobaczyć!!!!
Aż sędzia się zaśmiał pod nosem, bo naprawdę to było absurdalne. W ogóle, gra aktorska tej Pani to się nadaje na oskara! Pięknie była przygotowana, a biorąc pod uwagę, że adwokatem Szpitala jest jakaś tam zastępczyni dyrektora czy coś, to wiadomo, że oni wszyscy powiedzą, to co ona im każe, bo przecież o swoje dupy się boją!
Od piątku chodzę struta. Po rozprawie czułam się okropnie. Bóle, skurcze, biegunka, mdłości... myślałam, że urodzę, ale na szczęście wszystko minęło.
Wczoraj skontaktowałam się z innymi mamami, które mają sprawy sądowe w toku i okazało się, że w ich przypadku było dokładnie to samo. Miednica nie była mierzona, a wymiary w dokumentacji są! Także troszkę się podbudowałam, że nie tylko mnie zrobili w balona!
Kolejna rozprawa 17 kwietnia i aż się boję, czego się na niej nowego dowiem! Może się zaraz okaże, że nie urodziłam syna tylko córkę!!! :)
Ehh nikomu nie życzę takich przeżyć.
trzymaj się Kasiu:* tak jak Ci mówiłam będzie dobrze oni będą mataczyć i wywracać kota ogonem niestety:(
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że musisz tyle nerwów stracić, a osoby odpowiedzialne za krzywdę Matiego próbują zataić prawdę:(
OdpowiedzUsuń