Czyli wychodzi na to, że ja już piękna nie będę ;]
Tyle ile ja się nadenerwuję w przychodniach, u tych lekarzy...ehhh
Dziś znów od rana ciśnienie podniesione.
Nie zaprowadziłam Matiego do żłobka, bo na godzinę 10.00 mieliśmy szczepienie.
Postanowiłam więc, że wykorzystam to i rano o 8 pójdę na rehabilitację, aby się po miesięcznej przerwie pokazać i załatwić wszystko jednego dnia.
No.... od godziny 7.40 jak głupia czekałam na swoją kolej...weszłam do doktorki o 9.20!!!!! Mati biegał po całym korytarzu, właził wszędzie, tam gorąco, bo full ludzi. No dramat! U Pani doktor w gabinecie oczywiście był jeden wielki ryk, ale o dziwo pokazał sporo no i od poniedziałku rozpoczynamy miesięczny maraton...na 7 rano prądy, o 7.30 ćwiczenia. Huuura!!!! :/:/:/
Potem szybko pobiegliśmy na szczepienie. Tam na swoją kolej czekałam jedyne 30 minut, także luz. Weszłam do gabinetu i co? Okazało się, że zapisali mnie na szczepienie którego Mati nie powinien jeszcze mieć. Dlaczego? A no dlatego, że dokładnie 14 dni temu miał szczepienie na odrę/świnkę/różyczkę i za mało czasu minęło! Łoo matko i córko, wtedy to już wybuchłam. Moja cierpliwość dzisiaj już się wyczerpała...no i co? No i lekką awanturę zrobiłam, żeby wyżyć się już tam, a nie na biednym mężu ;] Pani doktor, aby załagodzić sytuację i bronić swojej koleżanki od szczepień, powiedziała, że i tak by Matiego nie zaszczepiła, bo ma katar! I może lepiej jakbym go do żłobka nie zaprowadziła przez kilka dni....
Wtedy to już padłam ze śmiechu. Teraz nagle tak się martwi? ale dwa tygodnie temu dopuściła go bez żadnego "ale" do szczepienia z jeszcze większym katarem i kaszlem! No żal.pl!
Wyszłam stamtąd tak zdenerwowana, zniesmaczona, głodna i zmęczona, że ledwo do domu doszłam. Na szczęście pod klatką czekał mój zbawiciel, pod postacią męża i pomógł wnieść toboły na górę.
Śmiało mogę stwierdzić, że to był ciężki dzień...a to dopiero południe :) ciekawe co będzie dalej?
O rany, współczuję nerwów, nie dziwie Ci się, że straciłaś cierpliwość ;)
OdpowiedzUsuń